Uwielbiam to przedstawienie! Opera Aida od dawna siedziała w mojej głowie – byłam na premierze obecnego przedstawienia w 2005 roku i zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Wiedziałam, że muszę pójść na Aidę z moimi dziećmi, ale ciągle coś stało na przeszkodzie. A to nie grali jej w ogóle, a to miałam niemowlę przy piersi, a to Covid zabierał mi bilety…
Spis treści:
Opera Aida – historia, znaczenie, treść
Opera Aida powstała na zamówienie kedywa (wicekróla) Egiptu. Pierwotnym pomysłem było wykonanie jej na otwarcie gmachu Opery w Kairze, ale Verdi nie śpieszył się najpierw z przyjęciem zamówienia (za które zresztą zgarnął olbrzymie pieniądze), a później realizację premiery opóźniła wojna francusko-pruska. Ostatecznie Aida stała się światowym hitem i została zapamiętana jako opera uświetniająca otwarcie Kanału Sueskiego, choć jej prapremiera odbyła się… dwa lata po otwarciu Kanału.
Treść opery Aida
Opowieść jest w sumie bardzo prosta, jak na tak długą operę. Rzecz dzieje się na dworze faraona, a głównymi postaciami są jego córka — Amneris, jej etiopska niewolnica — Aida, generał wojsk egipskich — Radames i król Etiopczyków — Amonasro, który jest ojcem Aidy.
Cała intryga krąży wokół miłości i obowiązku. Radames, który jest zakochany w Aidzie, pragnie wygrać wojnę z Etiopczykami. Ma nadzieję, że po zwycięstwie wyprosi u faraona wolność Aidy i będzie mógł ją poślubić. Niestety — nie tylko w nagrodę otrzymuje rękę zakochanej w nim Amneris, ale też udaje mu się pojmać króla Etiopii, w którym Aida rozpoznaje swojego ojca.
Amonasro zmusza córkę, aby wykorzystała miłość Radamesa i namówiła go do wspólnej ucieczki i zdradzenia pozycji wojsk egipskich. Radames nie chce jednak zdradzić ojczyzny. Ostatecznie ucieczka kończy się zaginięciem Aidy i śmiercią króla Etiopii, a Radames sam oddaje się w ręce kapłanów.
Amneris namawia Radamesa, aby ją poślubił i zapomniał o Aidzie, jednak on pozostaje wierny miłości. Córka faraona pozwala, aby został odprowadzony przed sąd kapłanów, lecz zaraz tego gorzko żałuje. Wyrok zapada: Radames zginie zamurowany w grobowcu. Gdy skazaniec zostaje sam w ciemnym labiryncie, dostrzega w mroku jakąś postać – to Aida usłyszała o losie Radamesa i uryła się w grobowcu, aby umrzeć razem z nim.

Muzyka Verdiego
Verdi to jeden z największych twórców operowych. Był bożyszczem Włochów, autorem najbardziej znanych oper na świecie, a jego opera Aida do tej pory jest grana w teatrach na całym świecie. Muzykę z Aidy znacie i lubicie, choć wcale o tym nie wiecie. Jest tu w zasadzie dla każdego coś miłego — monumentalne sceny z udziałem olbrzymiego chóru, przesycone emocjami arie poszczególnych postaci, ale też subtelna muzyka świątynnej ciszy.
Może właśnie prostota, niemalże schematyczność, libretta była tu kluczem do sukcesu. Gdy nie musimy gonić za treścią, jest czas na wczuwanie się w atmosferę, zanurzenie się w świat tak odległy, a jednak wciąż bliski — po prostu ludzki. Dlatego długa i zdawałoby się monotonna scena w świątyni Izydy, tak bardzo mnie pociąga. Verdi napisał muzykę bardzo subtelną, tajemniczą, statyczną, a jednak w żadnym wypadku nie nudną. Kapłanka, która w tej scenie śpiewa zza kulis i nigdy jej nie zobaczymy, potęguje wrażenie świątynnej tajemnicy.
Opera Aida w Teatrze Wielkim w Warszawie
No Bajka! Teatr Wielki posiada największą scenę operową w Europie. Jego atutem jest jednak nie tylko rozmiar sceny, ale też jego możliwości techniczne, a także wspaniałe pracownie i zatrudnieni w nich specjaliści.
Nieraz czytałam już wywiady z twórcami różnych przedstawień w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej. Często byli to artyści współpracujący z wieloma teatrami na całym świecie. Powracającym motywem w ich wypowiedziach był zachwyt możliwościami technicznymi i wspaniałym warsztatem obsługi teatru. Czy potrzebowali odpowiednio uszytych butów, materiałów ufarbowanych w konkretnym odcieniu zieleni, czy malowanych na tiulu wielkoformatowych obrazów – wszystko było na zawołanie.
Gdy teatr bierze się za wystawienie takiej opery, jak Aida, to nie ma innego wyjścia — wszystkie ręce na pokład! Dlatego, jeżeli chce się zobaczyć pełnię możliwości Teatru Wielkiego, to można albo pójść na zwiedzanie zaplecza teatru w ramach takich akcji, jak np. Noc Muzeów, albo po prostu pójść na Aidę!
Scenografia i Kostiumy
Przedstawienie jest bardzo kolorowe, ma monumentalną i bardzo sprytnie pomyślaną scenografię. Czy na scenie są dwie osoby, czy ponad setka – nigdy nie pojawia się uczucie pustki, albo przesadnego tłumu. Dzieje się tak dzięki temu, że scenografia składa się z wielu ruchomych segmentów.
W miarę pojawiania się, czy znikania postaci, elementy scenografii przesuwają się nieznacznie, lub wyjeżdżają za kulisy. Przebudowują w ten sposób przestrzeń tak, że następujące po sobie wstawki baletowe, sceny solowe i monumentalne sceny z udziałem chóru wyglądają za każdym razem idealnie, a akcja nie jest rwana.
Co do kostiumów, to doskonale oddają one przepych dworu faraona. Szczególnie piękne są kostiumy Amneris – niezwykle zwiewne, kapiące złotem i pyszniące się wieloma warstwami najdelikatniejszego materiału. Każdy ruch córki faraona podkreślony jest ruchem jej kostiumu i peruki.
Wielkość tej produkcji naprawdę zachwyca – tłum kapłanów, towarzyszki córki faraona, niewolnicy, żołnierze, pojmani Etiopczycy – wszyscy tworzą niezwykle barwną mozaikę na scenie.

Reżyseria
Opera Aida jest bardzo długa, a treści w niej jest w sumie niewiele. Z pewnością stwarza to pewne problemy w reżyserii, ale ja ich w ogóle nie widzę w tym przedstawieniu. Nie pojawiają się dłużyzny, czy niezrozumiałe sceny. Emocje są doskonale czytelne, i bardzo łatwo jest się utożsamić z każdą z postaci.
Nawet wstawki baletowe, które mogłyby rozwlekać przedstawienie i po prostu nudzić widza, tak naprawdę uwiarygadniają treść. W końcu jak wyobrazić sobie modły w świątyni bez rytualnych tańców kapłanek? Albo triumfalny powrót wojsk bez popisów żołnierzy?
Nasze wrażenia z Aidy
Na operę Aida miałam pójść z prawie całą moją rodziną (tylko trzylatkę mieliśmy zostawić u rodziców chrzestnych). Ostatecznie jednak mąż z olbrzymią radością oddał swój bilet mojej jedenastoletniej siostrzenicy. Był zbyt zmęczony po ciężkim tygodniu w pracy, żeby iść z nami na tak długi wieczór – to w końcu trzyipółgodzinny spektakl. I w ten sposób wylądowałam w teatrze z dwunasto-, jedenasto- i dziesięciolatką i moim siedmioletnim synem.
Obsada

Z przykrością muszę stwierdzić, że najsłabszym elementem tego wieczoru byli śpiewacy. O ile produkcja zachwycała, muzyka czarowała, tancerze cieszyli oko, a chór zapewniał niesamowite wrażenia, o tyle Amneris i Radames po prostu psuli zabawę.
Na całe szczęście Aida i jej ojciec śpiewali pięknie, więc nie była to totalna porażka, ale mimo wszystko wokalnie ten wieczór był zdecydowanie poniżej oczekiwań. Na obronę śpiewaków powiem, że za to wszyscy prezentowali dobry poziom aktorski. Cieszę się, że coraz rzadziej widzę na scenie drewniane postaci, które za jedyne swoje zadanie uważają odśpiewanie nut bez wczuwania się w duszę swojego bohatera. Choć Amneris śpiewała po prostu słabo, to oglądanie jej na scenie przyniosło mi mimo wszystko przyjemność.
Wieczór w operze
Co za szczęście, że opera to synteza sztuk i na śpiewaniu się ani nie kończy, ani nie zaczyna. Muzyka Verdiego zrobiła na dzieciach wrażenie tym bardziej, że najbardziej znane fragmenty opery to sceny z udziałem chóru, który śpiewa naprawdę doskonale.
Mieliśmy też duże szczęście, ponieważ tego dnia w Teatrze Wielkim odbywała się akcja Ubiór w Operze – można było w przerwie obejrzeć, przymierzyć, a nawet kupić stare kostiumy teatralne w foyer. Oczywiście czwóreczka moich towarzyszy (zaraz po tym, jak zjedli po ciastku w teatralnym bufecie — pisałam o tym w moim wpisie o zabieraniu dzieci do opery) buszowała między wieszakami z taką radością, że o mały włos nie przegapili końca przerwy w spektaklu.



Dla mojego syna Aida była po prostu za długa (choć przecież na niewiele krótszym, też Verdiowskim Rigoletto wytrzymał doskonale jak na sześciolatka. Ok — Rigoletto miał więcej przerw). Ciężko było mu wysiedzieć na swoim miejscu i nie wysiedział zresztą na nim wcale.
Umyślnie kupiłam bilety z samego brzegu w czwartym rzędzie, na drugim balkonie — strategia przede wszystkim. To niedroga opcja, a na dodatek trzeba tam wejść po trzech schodkach i właśnie te trzy schodki były froterowane garderobą mojego syna przez cały trzeci akt i spore fragmenty pozostałych aktów. Całe szczęście, że treść była zupełnie jasna, więc przynajmniej nie zadawał tysiąca pytań.

Dziewczyny też wróciły po prostu zmęczone – w domu byliśmy przed północą. Muszę jednak przyznać, że po tym wieczorze zamówione zostały dla tej ekipy dodatkowe bilety na wiosenne przedstawienia Madame Butterfly (miałam iść tylko z synem, ale dodatkowo weźmiemy pięć nastolatek), więc chyba jednak przyjemność i niezapomniane wrażenia przeważyły nad zmęczeniem.
Piękna recenzja. Widzisz sens pójścia tam z 5 cio latkiem ?
Dla pięciolatka Aida będzie za długa. Można ewentualnie pójść z założeniem, że wyjdzie się w połowie spektaklu. Z takim dzieckiem wybrałabym się raczej na balet Don Kichot.
Pozdrawiam!