Dlaczego Energylandia z rodziną? W poprzednie wakacje zrobiliśmy naszą sześcioosobową rodziną szalony rajd po polskim wybrzeżu od Świnoujścia po Hel i potwierdziliśmy wtedy, że najwspanialszym miejscem nad Bałtykiem są Dębki. Wyjazd zaczęliśmy od noclegu w Szczecinie i poświęciliśmy jeden wieczór na uroczy spacer, który zakończył się w wesołym miasteczku w Łasztowni.
Z moją jedenastoletnią wtedy córką wybrałyśmy się na pięćdziesięciopięciometrowy Booster Maxxx. Myślałam, że połamię córce palce od ściskania jej dłoni, ale gdy chwiejnym krokiem opuszczałyśmy tę atrakcję, spojrzałam w jej oczy i już wiedziałam, że pora wybrać się na jakieś porządne roller coastery.
Spis treści:
Energylandia z rodziną – praktyczne informacje
Energylandia to park rozrywki obejmujący ponad 130 atrakcji dla wszystkich grup wiekowych, na 74 hektarach powierzchni. Oznacza to, że przejście między najbardziej oddalonymi od siebie atrakcjami może zająć 15 minut, a z małymi dziećmi – całą wieczność.
Wejście do parku jest jednorazowe, a korzystanie z atrakcji – nielimitowane i bezpłatne. Trzeba jednak zaznaczyć dwa odstępstwa od tej reguły: płatne są automaty do gry na żetony i można wykupić (droższy od biletu wstępu) Fast Pass, umożliwiający wejście na 5 najbardziej obleganych atrakcji Energylandii bez kolejki. Oczywiście korzystanie z gastronomii i sklepów z pamiątkami bezpłatne nie jest. W regulaminie nie ma jednak zakazu wnoszenia własnego jedzenia czy picia.
Warto wiedzieć, że choć wejście jest jednorazowe, to da się opuścić park na chwilę. W tym celu należy poprosić obsługę na bramkach o specjalną opaskę, która umożliwi nam powrót. Można więc zostawić ubranie na zmianę, ręczniki czy ulubione przekąski w samochodzie i w razie czego po nie pójść. Nie trzeba tego ze sobą nosić przez cały dzień.
Przeglądając internet w poszukiwaniu praktycznych wskazówek o parku, trafiłam na informację, że z rana zdecydowanie najmniejszy ruch i kolejki do atrakcji są w Aqualantis. Wyjście do Energylandii z rodziną warto więc zacząć od tej strefy.
Bilety
Nie jest to park całoroczny, jak Mandoria, w której byliśmy rok temu, a koszt biletów jest uzależniony od daty wizyty. Dlaczego? Ponieważ w sezonie wysokim park otwarty jest dłużej i częściej czynna jest strefa wodna (jej otwarcie uzależnione jest od przebiegu pogody, dlatego przed wizytą lepiej sprawdzić aktualne informacje na stronie). Wtedy właśnie Energylandia z rodziną okaże się najdroższa. Zdarzają się promocje na bilety (np. czwarty bilet gratis), więc warto zaglądać na stronę parku.
Bilety do Energylandii są w wersji jedno- i dwudniowej a także roczne i grupowe. Na Kartę Dużej Rodziny obowiązuje zniżka 5%, dostępna tylko w kasie parku. Dzieci do lat 3 a także dzieci w dniu swoich urodzin wchodzą za złotówkę.
Uwaga – dzieci powyżej 140 cm wzrostu nie łapią się na bilet ulgowy! Nie łapią ich też żadne ograniczenia (nie licząc zjeżdżalni RMF MAXX Kamikadze (149) w strefie wodnej, gdzie ograniczenie jest kilogramowe, a nie wzrostowe).
Kalendarz
Warto spojrzeć w kalendarz Energylandii przed wizytą. Dowiemy się z niego, kiedy obchodzone są urodziny dziecka, które swoje urodziny ma w dniu, gdy park jest zamknięty. W kalendarzu znajdziemy też informacje o godzinach otwarcia parku (np. 13.07.2024: 10:00 – 23:00, 30.11.2024: 11:30 – 18:30) i o wydarzeniach specjalnych.
Każdy dzień ma też rozpisany plan godzinowy wydarzeń, z którym warto się zapoznać. Tu sprawdzicie o której i gdzie będą wielkie bańki dla dzieci, kiedy zaczyna się pokaz cyrkowy, albo popisy kaskaderskie.
Szafki
Na terenie parku dostępne są płatne szafki (14 zł w bilonie za dzień). Przy wsiadaniu do atrakcji są też miejsca, gdzie odkładamy drobne rzeczy (nerkę, okulary, telefon), których nie można mieć przy sobie w trakcie zabawy.

Przed wejściem na Abyssusa zaopatrzyłam się w opaskę do szafki. Nie miałam drobnych, ale była tam dedykowana pani od szafek – rozmieniła mi pieniądze i założyła opaskę. Pomogła mi też po przejeździe odnaleźć pozostawione niechcący w szafce etui od okularów.

W ogóle pracownicy przy szafkach byli bardzo pomocni. Szafki przy roller coasterach są jednorazowe (raz się zamyka, raz się otwiera), ale pozostałe szafki (np. w strefie wodnej) można zamykać i otwierać dowolną ilość razy. Trzeba tylko pamiętać, żeby taką szafkę na koniec zwolnić. Ja zapomniałam. Gdy po opuszczeniu strefy wodnej poszłam na Hyperiona, nie wiedziałam czemu nie mogę skorzystać z szafki przed wejściem. Znów z pomocą przyszła pani od szafek – zwolniła moją szafkę w strefie wodnej zdalnie i mogłam dalej się bawić bez przeszkód.
Dojścia do atrakcji w Energylandii
Mapka Energylandii nie oddaje tego, jak zawiłe i długie są wejścia na niektóre atrakcje. Największe roller coastery są widoczne z daleka i prowadzą do nich drogowskazy, więc do bramy trafia się bez problemu. Dalej jednak jest sporo do przejścia. Na Zadrę, czy Hyperiona idzie się dłuuuuuugaśnymi przejściami w górę, w dół, tak i siak (zresztą fajnie wprowadzającymi w klimat) zanim dojdzie się do strefy szafek.

Przejścia są częściowo zadaszone, a także schładzane wentylatorami i zraszaczami w ciepłe dni. Na ścieżce są też wymalowane kreski z podpisami 60 min, 30 min, 10 min – podpowiadające orientacyjny czas oczekiwania od tego miejsca. Na bramach do roller coasterów są zresztą wyświetlacze z aktualną informacją o kolejce. W kilku miejscach są też ekrany z aktualnymi czasami oczekiwania do najpopularniejszych atrakcji w całym parku.

Tuż przed bramkami wpuszczającymi na atrakcję są jednorazowe szafki. Na atrakcję przechodzi się przez bramki, a potem zajmuje się wyznaczone miejsce przy peronie, za metalowymi barierkami. Dopiero gdy można bezpiecznie podejść do wagonika, barierki są zwalniane. Wtedy można też przejść do małych półeczek i odłożyć tam np. okulary. W zajmowaniu miejsc, oczywiście pomaga obsługa.
Po przejeździe można odebrać rzeczy z półeczek i wychodzi się innym przejściem przez sklep z pamiątkami i kiosk ze zdjęciami. Przy wyjściu są drogowskazy do szafek, do których podchodzi się „od pleców”. Nie trzeba więc pokonywać znów tych kilometrów, żeby odebrać swój plecak.
Nasz plan na rodzinne wyjście do Energylandii
Dla mnie wyjazd do Energylandii jest o tyle prosty, że to moje rodzinne strony. Nie muszę więc rezerwować noclegu – po prostu nocuję w domu mojego dziadka, 20 minut drogi od Zatora.
Na wyjście do Energylandii wybrałam czerwcową sobotę jeszcze przed zakończeniem roku, ale nie w długi weekend czerwcowy – aby nie trafić na największe tłumy. Godziny otwarcia są jeszcze krótsze i bilety nieznacznie tańsze od wakacyjnych. Zakładałam, że moja ekipa i tak nie dotrwałaby do godziny 20:00 w parku. Myślałam, że najlepiej byłoby pojechać w maju, żeby było mniej ludzi, ale mój kalendarz nie jest z gumy.
Energylandia z rodziną – opieka nad dziećmi
Cały problem z rodzinnym wyjściem Energylandii polega na tym, że dzieci poniżej 13 lat muszą być pod stałym nadzorem, a czasem muszą korzystać z atrakcji pod opieką dorosłego. Oznacza to, że troje z czwórki naszych dzieci musi mieć opiekuna, a rodziców jest dwoje. Na dodatek każda atrakcja ma inne ograniczenia, więc nie można wszędzie iść wesołą gromadką. Wymiana opiekunów też nie jest prosta, ponieważ przekazywanie sobie dzieci na powierzchni 74 hektarów zajmuje czas i energię.
Musiałam więc opracować plan korzystania z atrakcji i przekazywania sobie opieki przez cały dzień, żeby uniknąć paraliżu decyzyjnego i frustracji na miejscu. W tym celu przed wyjazdem poświęciłam cały dzień na skrupulatne przejrzenie wszystkich atrakcji i ich limitów. Zanotowałam, które z moich dzieci może korzystać z danej atrakcji, która będzie dla kogo najatrakcyjniejsza i zaznaczyłam na planie Energylandii potencjalne punkty do zaliczenia.
Następnie oszacowałam czas korzystania z atrakcji, ustaliłam najwygodniejszą trasę dla każdego z rodziców z dziećmi pod opieką i przedstawiłam każdemu ten wstępny plan, aby wszyscy wiedzieli, czego się spodziewać.
Następnego dnia z każdym dzieckiem indywidualnie omówiłam atrakcje, które są dla niego przeznaczone. Obejrzeliśmy razem na YouTube nagrania z pozycji pasażera i przedyskutowaliśmy, czy jest to taka atrakcja, na którą nie boi się iść i uważa za przyjemną. Kilka punktów po takich dyskusjach wypadło z planu.
Całe te przygotowania zrobiłam dlatego, że po kilku wizytach w objazdowym wesołym miasteczku widzę, że tylko odpowiednie nastawienie i dopasowanie do atrakcji sprawia, że odczuwamy przyjemność. Gdy dzieje się coś niespodziewanego, można się nie tylko przestraszyć, ale też robi się człowiekowi niedobrze, albo pojawia się ból głowy. Nie miałam zamiaru tracić dnia na takie nieprzyjemności.
Plan godzinowy
Mój wstępny plan na rodzinne wyjście do Energylandii z czternasto-, dwunasto-, ośmio- i pięcioletnimi dziećmi po konsultacjach prezentował się w ten sposób:
10:00 – wejście
1: 10:20 – Mama+dzieci 120cm+: roller coaster Abyssus (184). Tata+pięciolatka: kręcący się statek Stormy Ship (178)
2: Mama+nastolatki: roller coaster ekstremalny Zadra (154). Tata+młodsze dzieci: roller coaster Ekipa Light Explorers (182)
2a: (ewentualnie): Mama+nastolatki: Tidal Wave (179). Tata+młodsze dzieci: roller coaster Nacomi Honey Harbour (224)
Ok 12:00 – mus owocowy jako przekąska, woda w bidonach.
3: 12:00 – mama+dzieci 120cm+: roller coaster RMF Dragon (34), roller coaster ekstremalny Formuła (79). Tata+pięciolatka: wybrane spośród: przejażdżka traktorkami Mini track (220), spływ minikajaczkami Bumble boats (223), kręcące się filiżanki Twis’tea (216)
4: 13:00 – mama+nastolatki: roller coaster ekstremalny Mayan (43); kręcące się wahadło Aztec Swing (47), obracające się ramię Space Booster (49). Tata+młodsze dzieci: spływ pontonami Atlantis (42), roller coaster Boomerang (98), pokaz kaskaderski Extreme Show (101) (g. 14:00).
Ok 14:30 – Obiad obok strefy wodnej (w trakcie czekania na posiłek jest czas, żeby wyjść do samochodu po stroje kąpielowe i ręczniki, a także owoce, których pewnie nie będzie się dało kupić w parku)
5: 15:30 – 16:30: strefa wodna – Mama+starsze dzieci: strefa Tropical Fun (144) i Bamboo Bay (209). Tata+pięciolatka: Funky Monkey (94), Statek (150).
6: 17:00 – Mama+nastolatki: roller coaster ekstremalny Hyperion (141). Tata+młodsze dzieci: pokaz kaskaderski Extreme show (101)
18:00 – opuszczenie parku.
Alternatywne atrakcje dla wszystkich poza pięciolatką:
Spływ pontonami Jungle Adventure (96), przejażdżka łodziami po wodospadach – Anaconda (97), roller coaster Fluff (215)
Dla młodszych dzieci:
Samochodziki – WRC auto Zderzaki (28), zjeżdżalnia równoległa Arctic Fun (27), karuzela Super Pompa (25), diabelski młyn Wonder wheel (208)
Energylandia z rodziną – nasze wrażenia
Energylandia zaskoczyła nas na wstępie: 08.06.2024, gdy przyjechaliśmy do parku okazało się, że otwarte jest od 10:00 do 19:00, a nie do 18:00, jak było w kalendarzu. Ta dodatkowa godzina zdecydowanie przypadła nam do gustu.
Do Energylandii wzięliśmy małe plecaczki lub torebki. Każdemu dziecku spakowałam bidon z wodą, batonika Grześki i mus owocowy. Sobie zamiast tego wzięłam dwie duże kanapki, a mężowi – paczkę kabanosów. Obowiązkowo każdy miał czapkę.
Rozgrzewka całej rodziny
Muszę przyznać, że plan okazał się być niesamowicie przydatny. Przede wszystkim nie było żadnych kłótni o to, kto gdzie teraz chce iść. Fakt, że spędziłam parę godzin nad mapą Energylandii też bardzo pomógł mi w sprawnym przemieszczaniu grup i dogadywaniu miejsc spotkań.
Druga rzecz to to, że natychmiast przystąpiliśmy do zmiany planów! Widok Abyssusa (184) wywołał respekt i zachęcił nas do przetestowania naszego nastawienia na mniejszym roller coasterze, więc całą ekipą poszliśmy ok. 10:30 na pobliski Ekipa Light Explorers (182). Nasza pięciolatka stwierdziła, że trochę się bała i opuściła atrakcję z miną mieszaną. Od razu też zaznaczyła, że nie pójdzie na podobnego do Ekipy Boomeranga. Później jednak, po odwiedzeniu Stormy Ship (178), bez problemu dała się namówić na zjazd roller coasterem Frida (157) i wspominała ten przejazd bardzo pozytywnie. Reszta towarzystwa też wiedziała już, czy chce więcej.
Dzień nastolatek w Energylandii
Abyssus

Na wejściu na Abyssusa (184), około 10:40, okazało się, że nasza pierworodna ma wątpliwości. Ustaliliśmy, że nie ma co iść, gdy człowiek nie czuje się na siłach. Zachęciłam więc naszą czternastolatkę, żeby poszła na Fridę (157) i zobaczyła, czy woli bawić się na mniejszych atrakcjach. Ja poszłam z pozostałą dwójką na Abyssusa i weszliśmy bez żadnej kolejki – rzeczywiście z rana w strefie Aqualantis kolejki były malutkie.
Muszę przyznać, że Abyssus zachwycił nas absolutnie – niezwykle ekscytujący, ale też bardzo przyjemny przejazd. Żadnego szarpania, bardzo wygodne fotele, przyjemne ciasne zakręty i wspaniałe przyspieszenie przed wjazdem na najwyższy punkt, spadkiem w dół i pętlą. Wyszliśmy około 11:00 z takimi bananami na twarzach, że nasza czternastolatka stwierdziła, że to nie może być złe. Zapytała, czy pójdziemy z nią do towarzystwa jeszcze raz – z rozkoszą!
Zadra
Po tym podwójnym wyjściu na Abyssusa byłyśmy już gotowe na Zadrę (154). Oddałyśmy więc ośmiolatka w ręce taty i przeszłyśmy drewniany labirynt. Czekałyśmy tylko 10 minut. Fotele były mniej wygodne, niż na Abyssusie – trzymane były tylko nogi, a nie nogi i ramiona.

Jednak w trakcie przejazdu czułyśmy pełen komfort i fantastyczne emocje. Mi bardzo pomogło wcześniejsze kilkukrotne obejrzenie nagrania z przejazdu. Wiedziałam, czego się spodziewać i nie rzuciło mną w żadnym momencie w jakiś nieprzyjemny sposób. Moja czternastolatka stwierdziła od razu, że pierwszy zjazd w dół to było dla niej za dużo. Pół godziny później powiedziała jednak, że chętnie by zjechała jeszcze raz.

Zrobiła się godzina 12:00. Przed Zadrą dzieci zjadły po czekoladowym wafelku, a po Zadrze przyszedł czas na 10 minut odpoczynku i mus owocowy. Spotkaliśmy się z resztą ekipy przy wejściu do Sweet Valley, gdzie nasza pięciolatka dostała balony, a my chłodziliśmy się przy zraszaczu i relaksowaliśmy się przy zadaszonych stoliczkach.

RMF Dragon i Formuła
Po chwili przechwyciłyśmy znów naszego ośmiolatka, bo przyszedł czas na RMF Dragon (34) i Formułę (79). Tym razem trafiliśmy na nieco większe kolejki – do obu atrakcji czekaliśmy po około 25 minut. Tu bardzo przydały się chłodzące wiatraki i woda, którą przynieśliśmy ze sobą w bidonach. Ja wykorzystałam ten moment na zjedzenie moich kanapek – nie chciałam potem tracić czasu na zamawianie sobie jedzenia w jednym z punktów gastronomicznych.

Dla moich nastolatek RMF Dragon to było za mało. Syn był za to bardzo zadowolony. Jednak prawdziwym hitem okazała się Formuła – wróciliśmy do tego roller coastera na koniec dnia.
Przekąski
Zrobiła się 13:30 i musieliśmy się znaleźć z resztą ekipy, żeby oddać syna w ręce taty i pójść na bardziej ekstremalne atrakcje. Wykorzystaliśmy ten moment na małe-co-nieco. W punkcie gastronomicznym Churros (121) kupiliśmy 2 porcje churrosów z nutellą i 2 kubki bubble tea. Starczyło to dla czwórki dzieci i jeszcze ja dojadałam resztki.

Mayan
Dopiero przed 14:00 dotarłyśmy do Mayana (43). Miałyśmy więc obsówę w stosunku do pierwotnego planu, ale od razu stwierdziłyśmy, że rezygnujemy z Aztec Swinga (47) i Space Boostera (49). Takie atrakcje nazywamy rzygownicami i na ten dzień nie czułyśmy wielkiej potrzeby, żeby się tam pchać. W kolejce stałyśmy ok. 10 minut. Mayan nas rozczarował o tyle, że owszem – kręcił konkretnie, ale też bardzo trząsł i rzucał głową mojej dwunastolatki. Zgodnie stwierdziłyśmy, że na tę atrakcję nie ma co wracać.

Obiad
O 14:30 byliśmy umówieni na obiad. Mój mąż miał już serdecznie dość wszystkiego. Powiedziałam więc, żeby poszedł na jakieś jedzenie tylko z naszymi nastolatkami i odpoczął od maluchów, a ja postaram się nakarmić młodsze dzieci. Skierowałam się w stronę strefy wodnej, gdzie sądziłam, że dostanę dla nich pizzę. Po drodze zaliczyliśmy jeszcze samochodziki WRC auto Zderzaki (28).

Ostatecznie obiad dla maluchów zamówiłam w Chrupiące Kurczaki (72). Wzięliśmy kubełek 9 nuggetsów, frytki i po Lechu 0,0% dla całej trójki. Nuggetsy były spore i soczyste, frytki smaczne i najedliśmy się wszyscy pod korek za te 94 zł.
Park Wodny

Po posiłku wyszłam z parku (oczywiście najpierw pozyskawszy opaskę umożliwiającą powrót) i wzięłam z samochodu klapki, kostiumy i ręczniki, a także zapasową wodę i paczkę winogron. O 15:30, zgodnie z planem weszliśmy na Water Park. Nasza czternastolatka stwierdziła, że na zabawy w wodzie nie ma ochoty. Woli skorzystać z płatnych atrakcji w innej części parku. Zostaliśmy więc z trójką. Ja miałam iść ze starszakami na około godzinę na większe zjeżdżalnie do Tropical Fun, a mąż miał zostać z naszą pięciolatką w Statku (150). i pobliskich basenach.

No i tu się plan ukichał – pięciolatka poślizgnęła się na pierwszej zjeżdżalni i rozbiła sobie buzię.
Nauczona już, że obsługa parku jest bardzo pomocna, podeszłam z nią do pierwszego punktu gastronomicznego i zapytałam, czy mają lód lub czy jest w pobliżu punkt medyczny. Okazało się, że taki punkt jest tuż przy strefie wodnej i tam zostałyśmy skierowane. Na miejscu dostałyśmy pomoc doraźną od dyżurującego lekarza i wskazania dalszego leczenia. Córka chciała wracać do zabawy, więc mimo ewidentnego niewielkiego rozcięcia wewnątrz buzi ustaliliśmy, że kontrolę lekarską możemy przeprowadzić wieczorem lub następnego dnia.
Pół godziny z zabawy uciekło, więc na zjeżdżalniach spędziliśmy już niewiele czasu. Ostatecznie wszyscy razem poszliśmy na Tropical Fun, ponieważ dzieci powyżej 110 cm mogą korzystać ze zjeżdżalni z opiekunem. Naszej dwunastolatce podobał się Exotic Fun (147), do którego nie było dużych kolejek.

Muszę przyznać, że kolejki do tych zjeżdżalni były trochę nieuporządkowane i trudno było się zorientować, do której atrakcji kto stoi. Troszkę to psuło wrażenia i wydłużało czekanie.
Hyperion

O 17tej miałyśmy pójść na Hyperiona, jednak czternastolatka stwierdziła, że nie ma siły i ochoty. Drugi problem to fakt, że mąż miał o 17tej zabrać dwójkę młodszych dzieci na pokaz kaskaderski. My o 17:01 byliśmy jeszcze w wodzie (na atrakcje poza strefą wodną w Energylandii nie można wchodzić w kostiumach kąpielowych). Spojrzałam w oczy syna i stwierdziłam, że spóźnimy się, ale dobiegniemy. Wyskoczyłam więc z synem z kostiumów, zostawiłam resztę w wodzie i ruszyłam do Extreme Show (101). Weszliśmy w trakcie, ale i tak radość mojego ośmiolatka była warta tego pośpiechu.
Na koniec można było dostać autograf od kaskaderów i uczestników show.

Koło 17:30 wróciliśmy do strefy wodnej, zebraliśmy ekipę i znów podzieliliśmy się na drużyny: ja z dwunastolatką, a tata – z resztą.
Hyperion (141), choć budził duży strach u mojej średniej córki, okazał się niezwykle przyjemny. Nie zawiódł nas pod żadnym względem i od razu miałyśmy ochotę wybrać się jeszcze raz, tym bardziej że kolejka była króciutka.
Obiecałyśmy jednak naszemu ośmiolatkowi, że pójdziemy jeszcze raz na Formułę, jeżeli będzie na to jeszcze czas. Zgarnęłyśmy go więc od wykończonego taty i na biegu zaliczyliśmy Formułę.
Zostało 10 minut do zamknięcia parku, a atrakcje dookoła wyglądały na nadal czynne. Puściliśmy się więc biegiem do pobliskiej Anakondy (97) – a nuż się uda?

Okazało się, że zamknięcie parku o 19:00 oznaczało, że do tej godziny odwiedzający są wpuszczani na atrakcje. Gdy uchachani i dość mokrzy wychodziliśmy koło 19:10 przez bramę parku, żegnała nas nie tylko roztańczona i rozśpiewana ekipa animatorów, ale też piski ostatnich zjeżdżających Hyperionem.

Co z przedszkolakiem – Energylandia z rodziną
Wyjście do Energylandii z całą rodziną oznacza, że trzeba zapewnić taki sam poziom zabawy wszystkim. Nasza pięciolatka cały dzień chodziła po parku z tatą (a okresowo też z bratem) i spotykała się z resztą ekipy tylko na posiłki i w strefie wodnej.
Jej dzień zaczął się od roller coastera Ekipa Light Explorers (182). Było to dla niej silne przeżycie i od razu zaznaczyła, że się bała. Nie zniechęciło jej to jednak. W dalszym ciągu dnia bawiła się dobrze i nie stroniła od roller coasterów.
Po intensywnym początku poszła się nieco wyciszyć na pobliski Stormy Ship (178), który przypominał jej ulubioną atrakcję z Mandorii – Galeon.
Jeżeli chodzi o roller coastery to była jeszcze z tatą na Fridzie (157) i Hapy Loops (92). O ile przejazd Fridą na początku zaparł jej dech, o tyle w Happy Loops już o tym efekcie nie wspominała. Obie atrakcje opisywała, jako bardzo przyjemne.
Smoczy Gród i Sweet Valley

Z mniej ekstremalnych atrakcji nasza córka zaliczyła diabelski młyn Wonder wheel (208) a także przejażdżkę nad Smoczym Grodem – Dragon Adventure (153).

Bardzo zadowolona była z pobliskiej strefy Sweet Valley: kręcących się filiżanek Twis’tea (216), karuzeli Candy Carousel (217) a także Bon Bon Balloon (218)
Bajkolandia
W tej strefie spędziła chyba najwięcej czasu – to tu jeździła na Happy Loops (92), korzystała kilkukrotnie ze zjeżdżalni Arctic Fun (27) i razem z bratem weszła na samochodziki tylko dla maluchów – WRC auto Zderzaki (28)
Najlepiej jednak wspomina spływ małymi łódkami Wyspa Skarbów (29), który przypomniał jej bardzo przyjemny spływ Chytra Wydra w parku Mandoria. Stwierdziła jednak, że tu było fajniej, ponieważ pokonanie niewielkiego wodospadu było przyjemnie ekscytujące. Z tych łódeczek skorzystała kilka razy pod rząd.
W parku była też zahaczana przez bardzo sympatycznych animatorów, z którymi robiła sobie zdjęcia, a także bawiła się i zamawiała balonowe kotki.

Pomimo zaliczenia wypadku w strefie wodnej wspaniale wspomina Statek (150) i zjeżdżalnie w całej strefie.
Pod koniec dnia dała się też namówić na wodną przejażdżkę czteroosobowymi pontonami Atlantis (42). Pierwotnie nie chciała się na nią wybierać, ponieważ bała się, że się ochlapie. Prawdopodobnie zabawa na Wyspie Skarbów ją pozytywnie nastroiła do tej atrakcji.

Choć dzień zakończyła na SORze w Oświęcimiu o godzinie 23:00 (zgodnie z sugestią lekarza z Energylandii poszliśmy skonsultować ranę w buzi), to do końca była rozanielona. Śpiewała, wspominała atrakcje i cieszyła się… jak dziecko.
Energylandia z rodziną – podsumowanie
Cały nasz wyjazd do Energylandii z rodziną okazał się być dużym sukcesem.
Jedyną niezadowoloną osobą był mój mąż, który nie znosi tłocznych miejsc, parków rozrywki i ekstremalnych atrakcji. Zgodził się na ten wyjazd tylko dlatego, że nie chciał, żeby nasza najmłodsza była poszkodowana. Bez niego nie mogłabym jej zabrać do parku. Wszedł więc z zaciśniętymi zębami, a w trakcie zaczęło mu jeszcze dymić z uszu.
Reszta towarzystwa była zachwycona, choć najstarsza córka już pod koniec pobytu była zmęczona. W następnych dniach czuła się na tyle słabo, że w poniedziałek nie poszła do szkoły. Ze wszystkich zmęczenie schodziło przez 2 dni. Całe więc szczęście, że nie wzięliśmy biletów dwudniowych – bylibyśmy grupą zombiaków w Energylandii.

Z przyjemnością wrócę do Energylandii, ale następnym razem nie będę tak gnębić męża. Pójdę na dwa razy: w sobotę ze starszymi dziećmi a w niedzielę – z najmłodszą.
Wam też polecam – do 21.06.2024 możecie dostać czwarty bilet do Energylandii gratis.