My już mamy za sobą nasze szaleństwo komunijne. Jak zorganizować przyjęcie komunijne dziecka i nie osiwieć? Nad tym zastanawiałam się od dłuższego czasu i rozmawiałam o tym też z innymi rodzicami. Większość na samą myśl o tym dniu przewracało oczami lub załamywało ręce.
Jakie to przykre. Czy musimy się wpędzać w spiralę goście-przyjęcie-prezenty? Czy jest nam to potrzebne?
Podzielę się z Wami moimi przemyśleniami i doświadczeniami.
Spis treści:
Pierwsza Komunia Święta bez szaleństwa komunijnego
Zacznijmy od tego, że pierwszą Komunię Świętą można zorganizować na różne sposoby. Możliwe jest posłanie dziecka do tzw. wczesnej Komunii Świętej w wieku sześciu lat. Wymaga to przygotowania całej rodziny, uczestniczenia we mszach inicjacyjnych, czasem trzeba przygotowywać się w innej parafii.
Zaletą wczesnej Komunii Świętej jest fakt, że przygotowania dotyczą rodziny, a nie tylko dziecka. Jest to okazja do pogłębiania wiary i przeżywania jej razem. Drugim plusem jest to, że te uroczystości są bardziej kameralne. Ilość dzieci komunijnych jest mniejsza, a na mszy jest tylko najbliższa rodzina. Zaleca się też, aby ten dzień spędzać jedynie w gronie najbliższych i ograniczyć się do ofiarowania dziecku jedynie dewocjonaliów lub książek o tematyce religijnej – to zdecydowanie świetna opcja dla przeciwników szaleństwa komunijnego.
Wariacji na temat jest jednak więcej. W mojej rodzinie nawet pojawił się pewnego rodzaju mix: pierwsza Komunia Święta mojego dziesięcioletniego bratanka odbędzie się we… czwartek wieczorem. Obecni mają być tylko rodzice i rodzeństwo, a po mszy rodzina ma świętować tylko w swoim gronie. W niedzielę po pierwszej Komunii za to będzie uroczysta msza, na którą można zaprosić kogo się tylko chce i po niej imprezować do woli. Ciekawy pomysł.
Wiele do tematu wniosła też pandemia — uroczystości były przekładane i modyfikowane, a przyjęcia — ograniczane.
W niedalekiej parafii podzielono dzieci po kilka osób. Przez kilka kolejnych niedziel dla kolejnych grup odbywały się uroczystości pierwszej Komunii Świętej. Słyszałam głosy od osób, które w nich uczestniczyły, że był to bardzo udany pomysł. Bardziej kameralnie, bliżej dziecka, wszyscy zaproszeni na przyjęcie (a musiało ich być niewiele) mogli spokojnie uczestniczyć we mszy.
Goście – zapraszamy ciocię Klocię?
Lista gości komunijnych – zapowiedź koszmaru układania listy gości weselnych? Zacznijmy od tego, że w wielu kościołach nie ma możliwości pomieścić wszystkich gości (sama nie miałam gdzie usiąść na pierwszej Komunii mojej drugiej córki). Kończy się na tym, że do kościoła wchodzą dzieci, rodzice, chrzestni i dziadkowie, a cała reszta? Stoi pod kościołem, albo w ogóle nie przychodzi i pojawia się dopiero na imprezie – gdzie tu warunki do pomodlenia się w intencji dziecka?
Dwa lata temu, podczas pandemii, uroczystość pierwszej Komunii Świętej mojej pierworodnej została przełożona o parę miesięcy, na moment niższej ilości zachorowań. Obostrzenia jednak zostały i dużego przyjęcia zrobić nie mogłam. Spadło mi to jak z nieba, ponieważ od dłuższego czasu zastanawiałam się, jak nie popaść w szaleństwo komunijne. Problem polega na tym, że mam siedmioro rodzeństwa. Zapraszając więc tylko najnajbliższą rodzinę, ściągam ze dwa plutony.
Nowe okoliczności zmusiły mnie (i inne osoby w mojej rodzinie, którym przyszło wyprawiać przyjęcie komunijne w pandemii) do poszukania nowych rozwiązań. Listę gości na przyjęcie mojej pierworodnej układała sama zainteresowana. Zaczęliśmy od tego, że powiedziała, kogo koniecznie chce zaprosić. Były to dzieci z rodziny, z którymi była najbliżej związana. Do dzieci zaproszeni zostali rodzice, no i chrzestni i dziadkowie. Lista była krótka i treściwa (a w każdym razie krótsza niż ta urodzinowa).
Pandemia zmusiła mnie do przejścia z myślenia: „co wypada?”, do myślenia: „czego chcę?”. Przyjęcie komunijne nie powinno przytłaczać rodziny.
Dlaczego wielu z nas dało sobie wmówić, że jest jakaś lista osób, które wypada zaprosić na przyjęcie komunijne, nawet jeżeli nie jesteśmy z tymi osobami bardzo związani, nie chcemy się z nimi koniecznie widzieć tego dnia, albo nie są to osoby wierzące? Cieszę się, że moja pierwsza córka miała czas i możliwość nacieszyć się gośćmi, z którymi naprawdę chciała spędzić ten dzień.
Przyjęcie komunijne – czy można ukrócić szaleństwo komunijne?
Dziecko myśli o sukience, a rodzic o cenie od talerzyka – znane i bolesne. Chciałoby się od tego uciec – nie robić przyjęcia. Ale inne dzieci będą miały. Czy to nasze, wspaniałe i wyjątkowe dziecko ma być jedynym w klasie, które nie miało imprezy? Jedynym wśród kuzynów, które nie świętowało hucznie? I czy nie warto przeżyć tego szczególnego dnia w sposób szczególnie miły? No więc lądujemy w knajpie zamówionej 3 lata temu, płacąc 250 zł od osoby.
Mniejsze przyjęcie komunijne
Ale można inaczej. Dwa lata temu moja pierworodna nie miała dużego przyjęcia komunijnego, ale zrobiliśmy coś, czego wcześniej nie było: poprosiliśmy znajomego animatora o poprowadzenie zajęć z eksperymentami, zamówiliśmy dużą porcję sushi, a także wzięliśmy tort z ulubionej cukierni, zamiast robić go w domu. Wiem, że wielu rodziców takie rzeczy robi na każde urodziny, ale dla mojej córki to akurat było czymś nowym i zostało zapamiętane, jako szczególne.
Dla każdego to może być inna rzecz: impreza zakończona nocowaniem z oglądaniem gwiazd, rodzinny mecz piłki nożnej, czy turniej kalamburów. Coś, żeby bardziej być, niż mieć.
Czy musimy robić przyjęcie?
W tym roku wpadłam na inny pomysł: rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady! Tyle, że mąż by nie zdążył do pracy w poniedziałek, dzieci – do szkoły i przedszkola, a córka ma jeszcze biały tydzień.
Więc… rzucić to wszystko i pojechać na kajaki!
Umówiłam się więc z chrzestnymi córki, że zaraz po mszy (która akurat była bardzo wcześnie, bo o godzinie 9:15) pojedziemy nad Wkrę na spływ kajakowy. Układ jest o tyle idealny, że chrzestni mojej córki mają trójkę dzieci idealnie pasujących wiekowo i temperamentowo do moich. Moja „komunistka” poprosiła tylko o to, żeby na spływ zabrać też drugą rodzinę z dwiema córkami, które stanowią idealne dopełnienie ekipy.
Zapraszając tak mało osób na ten dzień chciałam osiągnąć dwie rzeczy na raz: wszyscy zaproszeni goście będą mogli uczestniczyć we mszy i każdym z nich córka będzie mogła się nacieszyć. Bonusem miał być fakt, że nie zostanie tego dnia zasypana prezentami.
Planem B na wypadek złej pogody został Park Linowy w Julinku – większość atrakcji jest na świeżym powietrzu (na którym bardzo mi zależało), ale są tam też miejsca, gdzie można się schować, odpocząć i dalej miło spędzać czas.
Oczywiście pogoda kazała nam skorzystać z planu B i był to wspaniały, choć bardzo intensywny dzień.
No dobra – to też było szaleństwo komunijne, ale innego rodzaju. 🙂
Swoją drogą, to można też zorganizować przyjęcie komunijne w Julinku – jak ktoś czuje potrzebę.
Biały tydzień – na co to komu?
Pamiętam swój biały tydzień – codzienne chodzenie na mszę było czymś szczególnym. To takie przedłużenie świętowania.
Tydzień modlitwy
Dziwi mnie i smuci fakt, że wielu rodziców nie wspiera swoich dzieci w przychodzeniu codziennie na mszę świętą w białym tygodniu. A to właśnie na tych spokojnych mszach w tygodniu dziecko może wreszcie się skupić na meritum. Na szczęście w mojej parafii dzieci tłumnie skorzystały z tego wyjątkowego czasu, a biały tydzień zakończyły pielgrzymką do pobliskiego sanktuarium.
Zdecydowanie na plus była organizacja — w białym tygodniu dzieci po mszach miały pamiątkowe zdjęcia, poświęcenie pamiątek i małą niespodziankę z okazji dnia dziecka. Zostały też zachęcone do uczestnictwa w Papieskich Dziełach Misyjnych w ramach akcji: „Mój dar dla dzieci w krajach misyjnych”. To wspaniałe, że od razu dostały podpowiedź, że warto się dzielić darami.
Szczególnie urzekło mnie to, że gdy któregoś dnia organista przerwał pieśń na uwielbienie po pierwszej zwrotce, dzieci same dośpiewały drugą — to były naprawdę ich msze.
Okazja do spotkań
Ja w tym roku postanowiłam, że biały tydzień wykorzystamy na szczególne świętowanie (i przy okazji pojawi się tort, którego nie mieliśmy jak ze sobą wziąć do Julinka). Z tymi osobami, z którymi nie zobaczyliśmy się w dniu pierwszej Komunii Świętej, umówiliśmy się na spokojnie w tygodniu. Wspólna msza święta, a później miła kolacja w niewielkim gronie. Z jedną rodziną umówiliśmy się na sushi, z drugą — na ognisko (inna rzecz, że znów pogoda zamieniła ognisko na pizzę i gry planszowe).
Z tymi, którzy mieli za daleko, żeby widzieć się z nami w tygodniu, umówiliśmy się na następną niedzielę, aby po mszy uroczyście zamknąć biały tydzień. Był obiad, tort i zabawa na luzie.
Dzięki takiemu układowi każdy z gości miał czas i warunki, żeby modlitwą wpierać moją córkę.
Inna rzecz, że po paru dniach moja pierworodna skwierczała: „ciągle ci goście, ani chwili spokoju…”. Tak — tydzień świętowania to sporo, dlatego zrobiliśmy sobie przerwę w czwartek i tego dnia nie zapraszaliśmy na mszę nikogo.
Prezenty komunijne – czy musimy je kupować?
Najpierw świrujemy przy organizacji przyjęcia, potem zasypujemy dzieci drogimi prezentami, a na koniec narzekamy, że te dzieci w ogóle nie przeżywają mszy świętej. A dał im ktoś taką możliwość?
Prezentowe szaleństwo komunijne
Dlaczego na komunię nie wypada dać prezentu za mniej niż 200 zł? Dlaczego chrzestny musi kupić co najmniej rower, a najlepiej laptopa? Nie – nie mówmy, że to wina otoczenia, bo kolega dostał skuter. Nie zamieszkamy z kolegą w takim samym domu i nie będziemy jeździć na wakacje tam, gdzie on i takim samym samochodem. Nie dlatego, że jesteśmy gorsi. Po prostu jesteśmy sobą i nie musimy być sąsiadem.
To my, dorośli napędzamy tę spiralę konsumpcjonizmu. Jeżeli urządzamy przyjęcie w drogiej restauracji, z wykwintnymi daniami i zamawiamy tort za 450 zł, to nasi goście to widzą. Może im być po prostu głupio przyjść bez prezentu, albo „tylko” z książką. Nie mówię, że nie można wydawać większej sumy na przyjęcie, jeżeli tego właśnie pragniemy i tym bardziej: że nie można przyjść na wystawne przyjęcie z pustymi rękami. Jednak lepiej się wcześniej upewnić, czy goście nie poczują tej presji.
Gdy gość przychodzi na takie małe wesele, może mieć wrażenie, że trzeba dać prezent „weselny”. Ale zaraz: ślub ma swoje materialne skutki. Młodzi zaczynają nowe życie, będą potrzebowali wielu rzeczy do swojego domu, czekają ich wydatki. Dobry odkurzacz, czy ekspres do kawy jest tu jak najbardziej na miejscu. A jakie potrzeby materialne ma dziecko przystępujące do pierwszej Komunii Świętej? I nie mówmy, że potrzebuje tabletu. Potrzebuje do szkoły? Może go dostać z okazji wręczenia świadectw szkolnych, lub rozpoczęcia roku – to bardziej na miejscu, czyż nie?
Można inaczej
Czasem, zapraszając gości, ograniczamy się do rozmowy o liście prezentów. Tak, jakby to było zadanie gościa – być dostarczycielem gadżetów. A można porozmawiać o tym, kiedy w parafii jest okazja do spowiedzi przed uroczystością, można poprosić o modlitwę w intencji dziecka, można poinformować o przebiegu białego tygodnia. W ten sposób możemy nakierować uwagę gości na to, co ważne i po prostu powiedzieć, że najważniejsza jest ich obecność w tym dniu, a nie wkład finansowy.
Jeżeli przed pierwszą Komunią Świętą siostrzeńca rozmawiamy przy dzieciach tylko o tym, ile to kasy pójdzie na prezent i co mu kupić, skoro telefon już ma, to o czym będą myśleć nasze dzieci, gdy przyjdzie ich szczególny dzień?
Nie – nie jestem przeciwniczką prezentów, ale widzę, jak bardzo potrafią one nakręcić szaleństwo komunijne i przytłoczyć młodego człowieka. Możemy dziecku podarować bukiet kwiatów, możemy dać mu książkę o jego patronie, lub jego wizerunek. A czemu nie bilety do teatru, kina, na koncert? Czemu nie wspólne wyjście do centrum edukacyjnego, albo na ściankę wspinaczkową? Możemy dać po prostu nasz czas.
I tak kompletnie nie konsultując: superchrzestni mojej tegorocznej „komunistki” wymyślili, że w ramach prezentu zabiorą ją w lipcu na koncert Kwiatu Jabłoni — no bomba!
Na marginesie: zrobiłam córce też pleciony wianek komunijny, w którym chodziła, gdy żywe kwiatki już zwiędły. Możecie przeczytać, jak się go robi.
Podziwiam i szanuje Marysiu Twoje poglądy, też mam podobne zdanie nt szału komunijnego i tego co z niego czerpią nasza dzieci. Pozdrawiam serdecznie
Jestem tego samego zdania. Moja rodzina już się przyzwyczaiła do tego , że nie idę z tłumem, tylko mam swoje zdanie. Nikt nie będzie nam narzucał, co tego dnia będziemy robić. Takim o to sposobem wykupiliśmy wypad na kilka dni, z wieloma atrakcjami dla dziecka, zamiast przyjęcia komunijnego. To samo zrobiliśmy przy pierwszym dziecku. Myślę, że to jest większa radocha dla dziecka, niż siedzenie za stołem, nie tak tanim stołem… życzę więcej odwagi😉