Opera Ślepy Tor – czy opera żyje?

opera Ślepy Tor

Gdy kupowałam bilety na sezon 2023/2024 w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, długo zastanawiałam się, nad tym tytułem. Iść? Nie iść? Ostatecznie, bezpiecznie, kupiłam jeden bilet. Opera Ślepy Tor to zupełnie nowe dzieło, więc kupiłam „kota w worku”. Nie mogłam jednak nie pójść i nie przekonać się, czy opera jako sztuka wciąż żyje, czy może jest już tylko eleganckim elementem przeszłości.

Opera Ślepy Tor – Krzysztof Meyer i Antoni Libera

Treść opery

Mój problem polega na tym, że nie przepadam za sztuką współczesną i nie jestem jej znawcą. Libretto Ślepego Toru odrzuciło mnie na wstępie. Sam koncept, w którym coś się dzieje tak samo, a jednak inaczej, jest i ciekawy i zgrabny. Czy w tym przypadku dał efekt zadumy i cennych obserwacji? Być może tak, ale z pewnością nie u mnie.

Opera dzieje się trzy razy na stacji kolei. Trzy razy grupa pasażerów usiłuje wsiąść do pociągu, który nie zatrzymuje się na tej stacji i trzy razy korzystają z okazji pojawienia się samobójcy na torach. Zmienia się tylko charakter pasażerów – raz są to liberałowie, raz konserwatyści, a raz terroryści. Każda z grup nie przebiera w środkach, aby osiągnąć swój cel. Jest też samobójca i zawiadowca, który za każdym razem usiługe go uratować i utrzymać porządek na stacji. Całość kończy się epilogiem w teatralnej garderobie, gdzie śpiewacy obgadują jakość przedstawienia i… śpieszą się na pociąg.

Teoretycznie taka konstrukcja utworu powinna dać doskonałe pole do obejrzenia ludzkiej natury. Ja jednak nie znalazłam w tej treści nic ciekawego. Pewnie dlatego, że nie czułam autentyczności postaci. Jak mam widzieć płytkość ludzkich motywacji, gdy gryzie mnie język terrorystki: „mamy się udać do Berlina”. Wiele tekstów wydało mi się sztuczne – np. „automat z napojami nie wydał mi towaru”, albo: „związać go tą sikawką”. Niby nie ma w tych słowach nic złego, a jednak brzmią, jak jakiś obcy język. Jak coś, czego by nikt nigdy nie powiedział.

A o czym miał opowiadać ten spektakl? Dla mnie do tej pory jest to niejasne.

Muzyka w operze Ślepy Tor

Co do muzyki, to zdecydowanie jest ciekawa. Sam Krzysztof Meyer powiedział, że chciał, aby była charakterystyczna dla jego stylu. Nie znam utworów Meyera, ale od pierwszych taktów czuć było i dużą odwagę i swobodę w posługiwaniu się brzmieniem i olbrzymi talent i doświadczenie w budowaniu kompozycji. Pod względem muzycznym jest to udana produkcja, o czym zresztą ciekawie mówi dyrygent:

Z mojego, dyrygenckiego punktu widzenia czy raczej słyszenia, jest to świadectwo doskonale opanowanej sztuki orkiestracji i zmysł formy. A najważniejszym chyba wyróżnikiem tej muzyki jest jej harmonia. Bardzo skomplikowana i bardzo złożona, ale usłyszana i zapisana z dokładnego wyobrażenia dźwiękowego.

Łukasz Borowicz

Podpisuję się pod tymi słowami całkowicie. Muszę przyznać, że od razu spodobał mi się bogaty skład orkiestry, szczególnie w sekcji perkusyjnej. Bardzo podobały mi się też ansamble – wspaniale napisany i idealnie brzmiący chaos.

Nie jest to jednak dla mnie dzieło idealne muzycznie. Po jakimś czasie muzyka zaczyna się po prostu nudzić. Wspaniałe brzmienie nie wystarczy, aby skupić uwagę na prawie dwugodzinnym utworze. Opera nie obfituje w ciekawe melodie, nie da się w zasadzie niczego zanucić. Brak tu ciekawych arii. To bardziej wyśpiewany teatr, niż piękne dzieło muzyczne. Możnaby takie stwierdzenie traktować, co prawda jak komplement, ale jednak komplementem nie jest. Wyśpiewany teatr byłby wspaniały, gdyby budził emocje. U mnie nie wzbudził.

Obsada i wykonanie opery Ślepy Tor

Obsada Ślepego Toru w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej

Muszę przyznać, że obsada została świetnie dobrana i zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Najwspanialej zaprezentował się Robert Gierlach, który jest wybitnym śpiewakiem i aktorem. W każdej ze swoich trzech kreacji był perfekcyjny. Największą jednak zaletą tej obsady było odpowiednie zgranie, współpraca w osiąganiu odpowiednich brzmień i tempa utworu. Jestem pewna, że kompozytor był w pełni usatysfakcjonowany tym zestawem śpiewaków.

Kostiumy i scenografia

Wspomniałam już przy opisie treści opery Ślepy Tor, że czułam sztuczność postaci. Kostiumy i scenografia zdecydowanie potęgowały to wrażenie. Nie były one ani współczesne, ani stylizowane, ale przede wszystkim nie były uniwersalne. Fryzura konserwatywnej hrabiny wzięta była z poprzedniej epoki. Możnaby to uzasadnić jej wiekiem i konserwatywnym nastawieniem, ale terroryści też nie wyglądali współcześnie. Kojarzyli się raczej z punkrokiem.

Może oderwanie od czasu powinno pomóc w traktowaniu tej opowieści bardziej uniwersalnie, ale nie przyniosło to dla mnie takiego efektu. Pewnie dlatego, że były one ni takie, ni siakie – ni to autentyczne, ni to symboliczne. Po prostu nijakie. To samo tyczy się scenografii, która ani nie dawała poczucia realnego dworca, ani nie pozwalała przenieść się w bardziej symboliczną przestrzeń.

po spektaklu - Opera Ślepy Tor
Po spektaklu Ślepy Tor

Opera Ślepy Tor – moje wrażenia

Cieszę się, że poszłam na ten spektakl, ale nie wyszłam z teatru w dobrym homorze. Szczerze mówiąc wyszłam dość przybita. Zobaczyłam nowe dzieło w dobrym wykonaniu, a w środku czułam trupa i to wcale nie tego, który padł na scenie.

Wyszłam z wrażeniem, że opera umarła jako sztuka, że jest tylko cackiem z gabloty, które możemy obejrzeć z podziwem i pomyśleć: tak to kiedyś było. W Ślepym Torze nie znalazłam niczego świeżego, poruszającego umysł i serce. Obejrzałam z ciekawością i niczego nie przeżyłam. Pomyślałam, że musical i współczesne dramaty żyją, oddziałują, poruszają i inspirują, a współczesna opera?

Nie będę jednak się poddawać. Opera jest świetnym gatunkiem i wierzę, że nie musi być przeżytkiem. Dlatego z nadzieją czekam na prapremierę nowej opery o Warszawie, która ma być gotowa w 2025 roku. Czy znów się zawiodę?

Może Cię to zainteresuje...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *