Mój siedmiolatek śpiewa w chórze dziecięcym, więc nie mogłam nie pójść z nim na wieczór z chórem w roli głównej. Nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać, gdy kupowałam bilety. Czy pójście na Chorus Opera w TW-ON z dziećmi to dobry pomysł?
Spis treści:
Chorus Opera – chór w roli głównej
Chór w operze potrafi być najbarwniejszą z postaci (jak choćby w operze Rigoletto, gdzie zmienia swoje nastawienie od nienawiści i pogardy do żalu i współczucia), ale często nie dostaje tyle uwagi, co soliści. Wcale mnie więc nie dziwi, że Teatr Wielki postanowił dać swojemu chórowi zagrać pierwszą rolę w spektaklu – chór na tym poziomie po prostu na to zasługuje.

Wizja Chorus Opera
Pomysł na wieczór jest bardzo prosty: krótkie inscenizacje najbardziej znanych chórów z oper (choć nie tylko z oper) z dynamicznymi przejściami pomiędzy scenami, ukazujące wszechstronność chóru w wykonywaniu dzieł powstałych od połowy dziewiętnastego wieku do współczesności.
Autorzy spektaklu zadbali o to, aby ukazać zdolności aktorskie i taneczne chórzystów, którzy w swojej pracy muszą nie tylko śpiewać, ale jednocześnie wściekać się, bać, dziwić, bawić beztrosko lub zastygać w zadumie. W wielu scenach umieścili też śpiewaków i tancerzy, którzy uzupełniają muzyczny obraz, a także… dają chórzystom czas na zmianę kostiumów.
Właśnie ten pomysł, aby umieścić jedne po drugich kompletnie różne w charakterze i treści sceny, nadaje przedstawieniu tak wiele dynamiki, a jednocześnie pole do popisu dla reżysera, kostiumografa i scenarzysty. Jak zbudować klimat danej sytuacji, ale takimi środkami wyrazu, które da się zmienić kompletnie w jednej chwil? Tu z pomocą przychodzą: projekcje multimedialne, staroświecki dym i kurtyny tiulowe, kostiumy warstwowe i akcesoria zmieniające charakter ubioru, ruchoma scenografia, balony, żywy ogień, praca świateł i doskonała organizacja garderobianych, które muszą za kulisami zorganizować zmianę kostiumów całego chóru w trakcie krótkiej arii.
Sam dobór repertuaru też ma tu niemałe znaczenie – takie fragmenty jak chór połączony z intermezzo czy chór z następującą po nim arią poprawiają płynność spektaklu i stopniują emocje. Oczywiście autorzy nie zapomnieli o tym, gdzie wystawiają swoje dzieło. Dlatego nie zabrakło dzieł naszych wielkich kompozytorów: Szymanowskiego, Pendereckiego i Moniuszki, którego słynny mazur ze Strasznego Dworu stał się zwieńczeniem wieczoru.
Realizacja
Muzyka
Wspominałam już wielokrotnie o tym, że jestem chórzystką-amatorką od dziecka, a z moim mężem poznałam się w Chórze Akademickim Uniwersytetu Warszawskiego. Nietrudno się więc domyślić, że w kwestii chórów będę bardzo wrażliwa i prawdopodobnie zauważę więcej, niż zwykły widz. I zauważyłam!
Od strony wokalnej nie jest to idealnie przygotowany spektakl. Nie będę tu rozwodzić się o śpiewakach – pełnili tu rolę tylko uzupełniającą. Prawdą jest jednak, że Anna Terlecka nie była zdecydowanie najlepszą Roksaną, jaką miałam przyjemność słyszeć.
Wróćmy jednak do chóru. Przez cały spektakl wracało do mnie wrażenie, że coś się nie spina na linii dyrygent – chór. Od strony brzmieniowej chór jest przygotowany wspaniale. Naprawdę potrafi zaśpiewać wszystko i oddać każde emocje. Niestety za dużo razy tego wieczoru usłyszałam nierówne wejście w dźwięk i nieznaczne niezgrywanie się z tempem. Cały czas zastanawiałam się, z czego to wynika.
Trzeba wiedzieć, że chór na co dzień nie pracuje z tym dyrygentem, który prowadzi spektakl. Chór ma swojego dyrygenta, z którym miesiącami przygotowuje cały repertuar i ćwiczy wszystko pod jego ręką. Praca z chórem różni się zresztą od pracy z orkiestrą i złożenie całego spektaklu zawsze niesie jakieś niespodzianki. Z dyrygentem, który prowadzi spektakl chór często ma zaledwie kilka prób w tygodniu poprzedzającym przedstawienie. Nie wiem, ile takich prób było w tym przypadku, ale mam wrażenie, że po prostu za mało.
Inscenizacja
Co do warstwy wizualnej, to oceniam ją jako bardzo udaną. Teatr Wielki ma niesamowite możliwości techniczne i bardzo lubię, gdy wykorzystuje je w sposób ciekawy i różnorodny. Nie jestem fanką projekcji multimedialnych w teatrze – nie po to idę do teatru, by oglądać nagrania. Tu projekcje multimedialne podbijały tylko efekty wywołane przez ruch sceniczny. Tak np. było z wyświetlanymi iskrami ognia, które towarzyszyły pełni oświetlenia i żywemu ogniowi na scenie.
Bardzo dobrze został też przygotowany sam ruch sceniczny. Chórzyści włożyli masę pracy w naukę choreografii do każdej sceny. Taniec w parach, ciągnięcie żeglarskich lin, taneczne korowody wokół ognia – wszystko to podbijało energię scen i pokazywało, że chórzysta w teatrze musi być artystą wielu talentów.

Choć głównym bohaterem jest tu chór, to nie wyobrażam sobie tego wieczoru bez tancerzy (którzy swoją drogą nie zostali w obsadzie wymienieni z imienia i nazwiska). Tam, gdzie reżyser dał chórowi odsapnąć i „tylko” śpiewać, ruch i opowieść przejmują tancerze.

Tak jest np. w przypadku słynnego Chóru z zamkniętymi ustami z opery Madame Butterfly, gdzie chór tak naprawdę nie jest żadną postacią, a nocnym powiewem wiatru. Jedyny ruch na scenie przejmuje tancerka, która najpierw tańczy jak gejsza, a później, otoczona chórem, popełnia na scenie samobójstwo, jak tytułowa Madame Butterfly – Cio-Cio-San.

Chorus Opera z dziećmi – nasze wrażenia
Tego wieczoru byłam w teatrze z dwojgiem siedmiolatków: moim synem i bratanicą. Oboje byli już w Teatrze Wielkim kilkukrotnie, więc wieczór przeszedł gładko, zgodnie z utartym zwyczajem: w szatni byliśmy pół godziny przed spektaklem i kurtki wymieniliśmy na poduszki, ciastka i picie na przerwę wybraliśmy i opłaciliśmy jeszcze przed wejściem na widownię, odwiedziliśmy toaletę, przejrzeliśmy program i mogliśmy bez przeszkód i stresów czekać na uniesienie kurtyny.

W porównaniu z innymi spektaklami usłyszałam zadziwiająco mało dziecięcych pytań w trakcie. Z pewnością pomógł tu mój wstęp z wyjaśnieniem, o czym będą kolejne fragmenty oper, ale przede wszystkim sceny tłumaczyły się same. Nie było fragmentów nudnych, czy trudnych w odbiorze dla dzieci. Ciągła zmiana charakteru muzyki i scen utrzymywała ciekawość, a same sceny cieszyły oko i niosły bardzo duży ładunek emocjonalny. Było to jednak bardzo ładnie zbalansowane – smutek, swoboda, zaduma, radość i podniosłość przeplatały się tak, że dawały odetchnąć widzowi w trakcie.
Nie znaczy to, że dzieci się nie zmęczyły. Mój syn fragmentu Siedmiu Bram Jerozolimy Pendereckiego wysłuchał zwisając z fotela i wypinając się tyłkiem do sceny – tak było wygodniej spać. Ostatecznie oboje moich siedmiolatków wspominało szczególnie fragmenty Madame Butterfly i matadorów z Traviaty i Carmen.
Dla mnie pewne uchybienia w wykonaniu moich ulubionych chórów były niewielkim zgrzytem w bardzo satysfakcjonującym wieczorze. Myślę, że to właśnie Chorus Opera będzie pierwszym spektaklem w Teatrze Wielkim, na który spróbuję zabrać moją, prawie już czteroletnią, Najmłodszą.
Dlatego już czekam na ogłoszenie repertuaru na następny sezon w TW-ON. Nie może w nim zabraknąć tego bardzo udanego wieczoru z chórem w roli głównej. Myślę zresztą, że i sami artyści będą czekać na następne przedstawienia — wygląda ono na kawał dobrej zabawy!