Byliśmy ostatnio z mężem w Teatrze Syrena na musicalu Piplaja – recenzja, którą dla Was napisałam, nie wychodzi spod ręki znawcy. Nie musi. Nie trzeba być znawcą, żeby opowiedzieć o swoich przeżyciach, a tym bardziej nie trzeba być znawcą, żeby coś przeżyć. Piplaja zaś zdecydowanie jest dziełem, które przynosi tych przeżyć dużo.
Spis treści:
Musical Piplaja – recenzja musicalu w Teatrze Syrena
Słowo piplaja to przedwojenne określenie początkującej tancerki lub aktorki. Stało się ono tytułem musicalu o Stefanii Grodzieńskiej, ponieważ właśnie od piplaji zaczęła się wielka kariera aktorki, autorki tekstów, felietonistki, spikerki radiowej, pisarki. Joanna Drozda i Tomasz Filipczak podjęli się stworzenia opowieści o jej życiu w błyskotliwej, muzycznej oprawie.
Scenariusz i teksty
Nie słucham tekstów. Interesuje mnie tylko muzyka. W musicalu Piplaja jednak teksty są tak genialne – śmieszne, trafne, błyskotliwe, głębokie i dźwięczne w jednym momencie – że muzyka przez większość spektaklu interesowała mnie w bardzo ograniczonym zakresie. Myślę, że nie można lepiej oddać hołdu wybitnej autorce tekstów niż w tak właśnie wybitnie napisanej sztuce.
Doskonały jest sam pomysł na opowieść: przekrojowy, ale subiektywny. Joanna Drozda, czasem z uroczą bezczelnością, bawi się opowieścią i faktami z pomocą abstrakcyjnej postaci Pamięci, która prowadzi nas i Stefanię Grodzieńską przez całe jej życie. Lekkości fabule nadają drobne sprzeczki między tytułową Piplają a jej Pamięcią – fantastyczny sposób na zamknięcie ust wszystkim tonietakbyłosiom.
Autorka nie pomija i nie umniejsza trudnych momentów w życiu Grodzieńskiej. Czy w rozrywce jest miejsce na koszmar głodu, śmierci i strachu w warszawskim getcie? Czy można widzom truć o beznadziei komunizmu? Drozda pokazuje, że można i to z rozbrajającym uśmiechem na ustach! To właśnie piosenka o Hitlerze sprawiła, że nie byłam w stanie pozbierać szczęki z podłogi – humor tak czarny i tak genialny, że miałam wrażenie, że mógł powstać tylko w getcie.
Muzyka
Muzyka w Piplaji podąża za fabułą, za każdym razem oddając estetykę czasów, które opisuje. W efekcie przechodzimy olbrzymią przemianę muzyczną od pierwszych…
…do ostatnich piosenek.
W każdym momencie muzyka współgra z treścią i w tym zakresie można by ją uznać za doskonałą, gdyby nie pewien szczegół, którego uczepił się bardziej mój mąż, ale nie mogę się z nim nie zgodzić. Chodzi o mnogość tematów muzycznych i narracyjny charakter muzyki.
Ten musical to nie zestaw hitowych piosenek – to muzyczna opowieść. Narracja wychodzi z dialogu, przechodzi płynnie w piosenkę, piosenka – w rozbudowaną scenę, scena – w kolejną scenę i kolejną piosenkę lub dialog… gdzie miejsce na brawa? Przesiedziałam zachwycona na widowni (drętwej jak skamieniałe drewno i w większości w tym samym wieku) te dwie godziny. Było mnóstwo momentów, gdy już chciałam się zerwać do oklasków, ale zanim podniosłam ręce, to już była nowa scena i tak już głupio aktorom przerywać…
Męża bardziej uwierało sypanie motywami muzycznymi jak z rękawa. Leci jeden za drugim, zanim go usłyszysz, polubisz, to już musisz zapoznawać się z nowym. Wszystkie świetne, ale co z tego, gdy wychodzisz z teatru i nawet nie zanucisz refrenu, bo… nie miałeś czasu, żeby go zapamiętać.
Trzeba jednak przyznać, że wykonanie — instrumentalne i wokalne — tej muzyki było bardzo dobre i stanowiło zdecydowany atut przedstawienia.
Mężowi szczególnie spodobała się Natalia Kujawa jako tytułowa Piplaja — Stefania Grodzieńska. Rzeczywiście była doskonała, choć na mnie największe wrażenie zrobiła postać Fryderyka Jarosego grana przez Marka Grabinioka — idealne połączenie doskonałych tekstów i doskonałej gry aktorskiej!
Kostiumy i scenografia
Spójność, trafność, wielofunkcyjność – to chyba najlepsze określenia kostiumów i scenografii w musicalu Piplaja. Bardzo lubię, gdy oprawa spektaklu wspiera aktorów w wykonywaniu swoich ról. Kostiumy utrzymane są w jednej tonacji, odpowiedniej do czasów, w których toczy się akcja, a jednocześnie doskonale oddają charakter poszczególnych postaci. Stroje też w prosty sposób ulegają zmianom przez dodatki. Zmiany garderoby są przez to niemalże niewyczuwalne.
Podobnie sprawa się ma ze scenografią – ruchome, dwustronne elementy w jednej chwili przenoszą widza ze sceny teatru do sal prób, garderoby czy do przeludnionego mieszkania w getcie. Nie ma zmian dekoracji, jest ewolucja dekoracji.
Nasze wrażenia z musicalu Piplaja — recenzja przy kawce
Bardzo się cieszę, że miałam okazję zobaczyć ten spektakl. Autorzy chcieli zrobić dobry musical i jednocześnie opowiedzieć o ludziach, którzy tworzyli Teatr Syrena. Oba cele zostały osiągnięte. Bałam się, że trudne momenty życiorysu Stefanii Grodzieńskiej wniosą ponure i drętwe nuty do fabuły, ale tak się nie stało. To był wieczór pełen fantazji, werwy i chęci życia mimo wszystko, choć też niczego nie negował, nie wypierał i nie umniejszał. Podziwiam autorów za to, że udało im się tak dobrze wyważyć Piplaję.

Dla męża było to pierwsze wyjście na musical w życiu (do tej pory chadzał tylko do filharmonii, opery i na balet — np. na Draculę Krzysztofa Pastora). Choć absolutnie nie jest wielbicielem teatru, to uznał wieczór za udany. Należy to nazwać najlepszą recenzją!