To samo przedstawienie Madame Butterfly w Warszawie jest grane od ponad dwudziestu lat. Pora na zmiany? Wszyscy już widzieli? Po co do tego wracać? Są przedstawienia, które się nie starzeją i to jest właśnie jedno z nich.
W sezonie 2023/2024 w Teatrze Wielkim będziecie mieli okazję zobaczyć to wybitne dzieło. Czy warto?
Spis treści:
Opera Madame Butterfly Pucciniego
Jedna z najbardziej znanych oper na świecie. Dzieło włoskiego mistrza opery, które swoją oszałamiającą karierę zaczęło od spektakularnej klapy.
Treść
Akt I
Rzecz dzieje się w Nagasaki na początku XX wieku. Beztroski porucznik marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, Pinkerton, szuka rozrywki. Postanawia wynająć dom i zawrzeć fikcyjne małżeństwo z piętnastoletnią gejszą, Cio-Cio-San – Madame Butterfly (jej imię po japońsku znaczy: motyl). Z młodzieńczą nonszalancją nie zważa on na amerykańskiego konsula Sharplessa, który ostrzega go, że dziewczyna mu ufa i bierze sprawę na poważnie.
Podczas ceremonii zaślubin pojawia się wuj Cio-Cio-San – Bonzo, który odkrył jej zdradę — przyjęła wiarę męża! Wściekli goście opuszczają nowożeńców z przekleństwem na ustach, ale nie burzy to szczęścia zakochanej pary.
Akt II
Minęły trzy lata odkąd Pinkerton, niedługo po zaślubinach, wypłynął do Ameryki. W międzyczasie Butterfly miała wiele ofert małżeństwa od zalotników, którzy twierdzili, że została porzucona. Kobieta niezmiennie twierdziła jednak, że choć w Japonii porzucenie żony równa się rozwodowi, to ona przez małżeństwo stała się Amerykanką i jej te barbarzyńskie zwyczaje nie obowiązują. Służąca Cio-Cio-San – Suzuki — pyta, z czego mają żyć, skoro Pinkerton nigdy nie wróci. Oburzona Cio-Cio-San tłumaczy, że jej mąż wróci wkrótce (aria Un bel dì, vedremo) i każe Suzuki przyznać, że i ona w to wierzy.
Do Butterfly przychodzi Sharpless, który otrzymał list od Pinkertona. Zdążył on już się ożenić w Ameryce i przypływa właśnie do Nagasaki. Konsul stara się delikatnie przygotować Cio-Cio-San na szok, ale ona nie chce w żaden sposób przyjąć jego słów. Tłumaczy, że mąż musi do niej wrócić, bo przecież wychowuje ona jego syna, o którym ojciec nie zdążył się dowiedzieć. Zdruzgotany tą wiadomością Sharpless odchodzi, nie mówiąc o bliskim przybyciu Pinkertona.
Słychać wystrzał oznaczający przybycie statku. To Abraham Lincoln — statek, na którym służy Pinkerton. Rozanielona Butterfly każe zerwać wszystkie kwiaty na powitanie męża. Staje z synem i służącą w ogrodzie i czeka. W ciszy zapada zmrok (Chór z zamkniętymi ustami).
Akt III
O poranku Suzuki prosi Butterfly, aby w końcu się położyła. Cio-Cio-San odchodzi z dzieckiem, a służąca zauważa Pinkertona i Sharplessa przed domem. Tłumaczą jej, że przyszli, aby zabrać syna i wychować go po amerykańsku. Dopiero teraz Pinkerton rozumie, jak straszną krzywdę wyrządził swojej japońskiej żonie i ucieka zdruzgotany. Suzuki próbuje ostrzec Butterfly, ale ona już zdążyła dostrzec przechadzającą się po ogrodzie żonę Pinkertona i zrozumiała swoje położenie. Obiecuje oddać dziecko ojcu, jeśli on sam po nie przyjdzie.
Butterfly tuli syna ostatni raz i każe mu iść się bawić. Dobywa odziedziczonego po ojcu sztyletu i zabija się. W ostatniej chwili słyszy krzyk zrozpaczonego Pinkertona: „Butterfly! Butterfly! Butterfly!”
Muzyka
Puccini napisał Madame Butterfly w szczytowym momencie swojej kariery, a premiera tej opery była… największą jego klęską! Prapremiera była taką katastrofą, że Puccini zwrócił teatrowi La Scala pieniądze za prawa autorskie do opery i za jego życia Madame Butterfly nie została tam już wystawiona. Czy była to wina muzyki? Absolutnie nie! Puccini doskonale przygotował się do napisania opery dziejącej się w Japonii — studiował zbiory pieśni japońskich i trudnodostępne wydania płytowe. Z tą inspiracją stworzył cudną, oryginalną muzykę, która z jednej strony zdecydowanie należy do muzyki europejskiej, a z drugiej ma charakterystyczny dla Japonii rys harmoniczny.
Historia Madame Butterfly oparta jest na emocjach i taka jest też muzyka — doskonale oddająca siłę uczuć i dramatyzm wynikający ze zderzenia kultur.
Madame Butterfly w Warszawie — spektakl w Teatrze Wielkim
Reżyseria
Gdy przyjrzymy się treści Madame Butterfly, uderza nas jedna rzecz: to sztuka jednej postaci. Cały dramat dzieje się wewnątrz duszy kobiety (dziewczynki!), która została oszukana przez los, a później przez samą siebie. To opera nastroju i głębokich przeżyć. Jak wciągnąć widza do wnętrza ufnego, zdradzonego umysłu? Mariusz Treliński znalazł na to receptę — nie wtrącać się, nie tłumaczyć, oddać głos Cio-Cio-San.
W tym przedstawieniu wszystko jest oszczędne, a jednocześnie jasne, niemalże bezwzględne. Ruch sceniczny, kolorystyka, obecność postaci. Goście weselni nie są rozgadaną grupą indywidualności — stanowią blok ludzki mówiący jednym głosem. Nie znajdziemy tu codziennych czynności i wielu rekwizytów, które urealniają japońską opowieść. Nie są potrzebne. Ta opowieść nie potrzebuje usprawiedliwienia w realiach.
To wybitne dzieło Mariusza Trelińskiego jest w gruncie rzeczy najlepszym komplementem dla Pucciniego — Madame Butterfly nie trzeba ulepszać, wydobywać, uatrakcyjniać. Wystarczy się nią delektować.
Scenografia i Kostiumy
Nie znoszę nudnych, monobarwnych przedstawień. W Madame Butterfly w Warszawie scena jest niemalże pusta, a kostiumy i oświetlenie zamieniają ją w jedną wielką czerwoną, białą, czy niebieską plamę. I co? I daje to piorunujące wrażenie! Zmusza to widza do zanurzenia się w barwie sceny, muzyki i nastroju małej Japoneczki — jak ją pieszczotliwie nazywał Puccini.
Dzięki prostym, niemal schematycznym kostiumom i nienachalnej scenografii osiągnięty został efekt skupienia uwagi na treści. Twórcy spektaklu pozostawili Cio-Cio-San tyle miejsca na scenie, że może ona rozlewać swoją charyzmę na całą salę.
Nasze wrażenia — Madame Butterfly w Warszawie z dziećmi
Na Madame Butterfly w Warszawie wybrałam się z całą ekipą dzieci i młodzieży i moją kuzynką. Były więc dwie osoby dorosłe, trzy nastolatki (12, 11 i 10 lat) i dwóch siedmiolatków.
Wrażenia części ekipy powyżej dziesiątego roku życia były pozytywne, choć do całkowitego zachwytu zabrakło genialnej Cio-Cio-San. Barno Ismatillaeva, która tego wieczoru wykonywała tę partię, nie porwała ani dorosłych, ani nastolatek. Choć aktorsko była przyzwoita, to jej wejście pod względem wokalnym było mniej niż zadowalające. W dalszej części wieczoru śpiewała już całkiem przyjemnie, ale nie zbliżyła się nawet do wybitnego wykonania Izabeli Kłosińskiej, którą miałam przyjemność widzieć kiedyś na żywo w tej roli.
Mój siedmiolatek koniecznie chciał iść na Madame Butterfly po tym, jak usłyszał na żywo Un Bel Di Vedremo i Chór z zamkniętymi ustami na konkursie Moniuszkowskim i w spektaklu Chorus Opera, ale tym wieczorem nie był oczarowany. Dla dwóch siedmiolatków za mało było akcji w tej operze. W sumie jak się ekscytować tym, że kobieta czeka przez 3 lata na powrót męża? Choć pojedyncze sceny wywołały w chłopcach pozytywne wrażenia, to ogólnie wyszli z opery znużeni.
Czy polecam Madame Butterfly w Warszawie? Każdemu dorosłemu i starszym dzieciom — zdecydowanie tak! To nie tylko cudna muzyka i chwytająca za serce opowieść. To też arcydzieło (bez żadnej przesady) pod względem reżyserii, scenografii i kostiumów. Potwierdził to zresztą sam Placido Domingo, a kto jak kto, ale on się zna na operze!