Do Muzeum Historii Polski z dziećmi wybrałam się w niedzielne przedpołudnie, w trakcie ferii zimowych. Jako że ta starsza połowa mojej rodzinki pojechała w siną dal, to ja organizowałam sobie czas z moim dziewięciolatkiem i sześciolatką. Chciałam odwiedzić to miejsce od chwili, kiedy postanowiłam spędzić z rodziną weekend czerwcowy 2025 w Gnieźnie i okolicach. Wystawa czasowa 1025. Narodziny Królestwa wydawała się być doskonałym wstępem do tej wycieczki.
Spis treści:
Muzeum Historii Polski z dziećmi – praktyczne informacje
Muzeum Historii Polski zostało niedawno otwarte i jeszcze nie ma udostępnionej wystawy stałej. Można za to już zwiedzać wystawę czasową 1025. Narodziny Królestwa.
Dojazd
Muzeum Historii Polski znajduje się w Warszawskiej Cytadeli, tuż przy Bramie Straceń, choć jest do niej ustawione „plecami”. Istnieje parking podziemny, ale do czerwca 2025 będzie niedostępny dla turystów. Ja z powodu niefortunnych skutków wyjścia na łyżwy cierpię na nadmiar wolnego czasu, a niedobór ruchomości ręki i z tego też powodu nie rozważałam dojazdu samochodem. Można podjechać autobusem pod samą Bramę Straceń, choć dla mnie najwygodniejszą opcją był przystanek tramwajowy na Moście Gdańskim i miły dziesięciominutowy spacer pod murami Cytadeli.
Bilety
Baaaardzo podoba mi się cennik biletów na wystawę czasową – bilet rodzinny kosztuje 30 zł i wchodzi na niego do sześciu osób (w tym 1-2 dorosłych, reszta dzieci). Po prostu. Jeszcze lepiej mają posiadacze karty dużej rodziny – dorośli wchodzą na bilecie ulgowym, a dzieci – za 1 zł. Jednak przez internet nie znalazłam opcji zakupu tych biletów za 1 zł. Bilety kupuje się na konkretną godzinę, choć nie sprawdzałam, co się stanie, gdy przyjdzie się np. spóźnionym.
Udogodnienia
Budynek jest bardzo przestronny i moim zdaniem, ładnie zaprojektowany. Znajduje się w nim wygodna szatnia i szafki zamykane na kluczyk.

Co do toalet to są one mniej wygodne – szczególnie dla dzieci – bardzo ciężkie drzwi i brak podnóżków przy umywalkach, co moja pięciolatka przypłaciła zalanym sweterkiem.
Bardzo dużym udogodnieniem jest przestronne bistro, w którym za 30 zł od osoby można zjeść smaczny i spory obiad. Po półtoragodzinnym zwiedzaniu – zbawienie!

Plusem jest też dobrze wyposażony sklep – są tu i zwykłe gadżety i ciekawe książki historyczne dla odbiorców w każdym wieku. Moja sześciolatka wyszła z kolorowanką, a dziewięciolatek – z książką-pogadanką o czasach PRL i procesie wyzwalania się z komunizmu. A do tego obowiązkowy magnes – tym razem – z Królową Jadwigą.

1025. Narodziny Królestwa – wystawa czasowa z dziećmi
1025. Narodziny Królestwa to wystawa czerpiąca najlepsze wzorce z tradycyjnych muzeów i z najnowszych trendów w muzealnictwie. Ważny jest tu eksponat i fakt, ale jednocześnie wystawa jest skomponowaną opowieścią, która wielozmysłowo prowadzi nas do zapoznania się ze światem naszych przodków.
Znajdziemy więc tu tradycyjne gabloty z drogocennymi zabytkami zabezpieczonymi przed ciekawością zwiedzających i tablice z opisami rzeczywistości tamtych czasów – jak choćby analiza procentowa znajdowanych szczątków kości zwierząt, która wskazywała, że w początkach królestwa ok 50% zjadanych przez mieszkańców grodów zwierząt stanowiły świnie.

Duży procent wystawy to jednak eksponaty, z którymi zwiedzający może wejść w bezpośrednią interakcję różnego typu. Są to np. Rozkładane tablice informacyjne, lub drzewo genealogiczne, w którym imiona postaci wypisane są na klockach, na których spodzie znajdują się opisy.

Każdy z tych eksponatów ma wyraźnie zaznaczone polecenie opatrzone piktogramem: dotknij, posłuchaj, powąchaj. Nawet pięciolatka od razu wiedziała, co z tym zrobić.


W ten sposób dzieci idą od słuchania dźwięków średniowiecznych instrumentów do macania średniowiecznych tkanin. Od wąchania zapachów średniowiecznych roślin do zaglądania do grobu średniowiecznego wojownika. Dorosły w międzyczasie może im przeczytać krótkie, ale bardzo treściwe opisy rzeczywistości początków naszego państwa – jak choćby sposób pozyskiwania dziegciu i jego właściwości, czy konstrukcję barci i znaczenie miodu i wosku dla gospodarki.

Pierwszy raz od dawna nie naszarpałam się z dziećmi w muzeum (ostatnio tak udane wyjście mieliśmy na wystawę arrasów na Wawelu). Jednocześnie miałam wrażenie, że czegoś się te dzieci dowiedziały – ujął mnie prosty opis przejścia z prymitywnego rolnictwa do trójpolówki na przestrzeni wieków. A także zwrócenie uwagi na wykorzystanie surowców naturalnych – jak glina i drewno – przy braku kamienia i jak te problemy obchodzono.
Moje dzieci wyszły z Muzeum Historii Polski w szampańskich nastrojach (bardzo pomogły fryteczki, kotlet drobiowy i lemoniada w bistro) i zapowiedziały, że koniecznie tu wrócą, gdy wystawa stała zostanie już otwarta.