Balet Peer Gynt w Teatrze Wielkim

balet Peer Gynt

Bilet kupiłam przy ogłoszeniu repertuaru 2024/2025. W zasadzie to nie pamiętam, dlaczego postanowiłam iść na balet Peer Gynt w Teatrze Wielkim. Być może dlatego, że praktycznie nie znałam muzyki Edwarda Griega i uznałam to za dobrą okazję do zapoznania się z tym znanym na świecie kompozytorem. Nie miałam też czasu, żeby poczytać o dziele przed obejrzeniem go na żywo, więc poszłam do teatru bez zbudowanej własnej wizji w głowie. Jak mi się podobało?

Balet Peer Gynt – źródła dzieła

Balet Peer Gynt stworzył dla teatru w Mariborze Edward Clug – niezwykle utalentowany słoweński choreograf.

Adaptacje baletowe nigdy nie są dosłowne, a ta nie jest wyjątkiem. Oryginalna treść (zresztą bardzo skomplikowana) została tu potraktowana raczej jako punkt wyjścia, niż jako podstawa opowieści. Podobnie z muzyką – Clug wybrał te kompozycje ze suit Griega, które były dla niego inspirujące. Pozostałe sceny uzupełnił innymi kompozycjami Norwega, a nawet pokusił się o dodanie odgłosów przyrody i beduińskiej pieśni.

Peer Gynt – dramat Henrika Ibsena

Dramat Peer Gynt powstał na bazie dziewiętnastowiecznej fascynacji Norwegów ludowymi podaniami. Przez wieki Norwegia nie była suwerennym państwem i w XIX wieku budowanie tożsamości narodowej na bazie folkloru stało się istotnym nurtem w sztuce.

Bohaterem jest zwykły wieśniak o imieniu Peer Gynt. Nie ma szczególnego talentu ani majątku. Ma za to wiele potrzeb i niewiele skrupułów. Jego życie to ciąg egoistycznych decyzji, podejmowanych pod wrażeniem chwili. Część jego przygód jest realistyczna, a część może się zdarzyć tylko w świecie baśni i przejście pomiędzy nimi jest zupełnie płynne.

Peer Gynt nie miał być i chyba nigdy nie był odczytywany dosłownie. Ibsen wykorzystał nurt folklorystyczny do stworzenia dzieła o człowieku jako takim. Zataczające koło życie Peer Gynta miało być obrazem ludzkiej kondycji. Nieprzyjemnym obrazem.

Muzyka Edwarda Griega

Ibsen postanowił uzupełnić swoje dzieło warstwą muzyczną i w tym celu zwrócił się do młodego, zdolnego kompozytora. Edward Grieg potraktował to zamówienie nie tylko jako dobry zarobek, ale też jako okazję do stworzenia muzyki narodowej. Część scen zainspirowała go mocno do wykorzystania norweskich tańców ludowych i skali muzycznej. Inne części rodziły się w bólu i były przerabiane przez Griega na przestrzeni lat.

Ostatecznie powstała piękna muzyka o pełnym brzmieniu, ciekawej harmonii, z mocnym zabarwieniem ludowym. Grieg wydał ją później w postaci suit Peer Gynt, które stały się jego najbardziej rozpoznawalnym dziełem.

Nawet jeśli zdaje się Wam, że nigdy nie spotkaliście się z tą muzyką, to szybko zauważycie, że jesteście w błędzie. Są to zresztą kompozycje trafiające bezpośrednio do duszy człowieka.

fragment suity Peer Gynt Edwarda Griega.

Najbardziej znanym fragmentem tej suity jest W grocie Króla Gór, który nie bez powodu przeszedł do popkultury.

trailer łotewskiego wystawienia z pokładem W grocie Króla Gór

Peer Gynt w Warszawie

Warszawskie przedstawienie jest bardzo satysfakcjonujące od strony wizualnej. Zarówno scenografia, jak i kostiumy doskonale służą treści. Zamiast wiernego odtworzenia realiów norweskiej wioski i jej mieszkańców, widzimy syntetyczny obraz uogólnionego świata i społeczeństwa. Kostiumy są więc proste, niesugerujące miejsca pochodzenia bohaterów. Nie tyczy się to jednak postaci baśniowych, które robią wrażenie nasyconą kolorystyką, bogactwem formy i pomysłowością.

Szczególnie spodobała mi się córka Króla Gór, której kostium przemieniał ją w jednej chwili z egzotyczniej piękności w odrażającą poczwarę.

Scenografia trzyma się tej samej, prostej konwencji – nie jest przeładowana, daje przestrzeń, którą artyści wypełniają treścią. Plan koła (przebudowywany kilkukrotnie) sprawdza się tu doskonale i ubogaca choreografię, ograniczając, lub uwalniając postaci.

Peer Gynt - Teatr Wielki - Opera Narodowa

Peer Gynt w Teatrze Wielkim w Warszawie – mój odbiór

Wierność adaptacji

Osobiście nigdy nie byłam fanką adaptacji mało wiernych oryginałowi. Uważałam, że wielkie dzieła, ważne dla konkretnej społeczności, powinny być traktowane z szacunkiem. To znaczy: gdy ktoś np. wystawia Szekspira, to powinien dać mu przemówić bezpośrednio do widza, a nie eksponować siebie na tle mistrza, oszukańczo wabiąc widzów wielkim nazwiskiem.

Oczywiście jest druga strona medalu – czasem trzeba wyjść poza ścisłe ramy dzieła, aby dotrzeć do szerszej publiczności, która nie zna oryginału. Pewnie by nigdy po niego nie sięgnęła, gdyby nie przetworzenie, które wprowadza elementy dla tej publiczności atrakcyjne.

Które z tych podejść do adaptacji jest właściwe? To skuteczne! Clug nie jest więźniem konwencji. Silnie przetwarza motyw w dążeniu do wydobycia z niego sensu swoim własnym głosem. Artysta musi mieć odwagę aby pójść za swoim przeczuciem. Potrzebuje też odpowiedniej dozy samokrytyki, aby ocenić, czy to ryzyko się opłaciło, czy może z tym dziełem wyjść do publiczności. Edward Clug odrobił tę pracę domową.

Choreografia i przekaz

Sama choreografia Cluga jest bardzo przekonująca. Prosta, sugestywna, bezpośrednia. Nie wygląda to jak sceniczne popisy, ani też jak wydumana konstrukcja. Tancerze sprawiają wrażenie, jakby ruch wypływał bezpośrednio z ich wewnętrznych potrzeb, z nastroju chwili. Jednocześnie choreografia jest niezwykle plastyczna i doskonale dopasowana do charakteru muzyki.

Prostota przekazu ociera się gdzieniegdzie o groteskę – jak np. w scenie gdzie Peer Gynt ściąga przed matką gacie, żeby mogła mu wlać za wszystkie głupoty, które nawyrabiał w życiu. Jedni powiedzą, że głupie i prostackie. Ja powiem, że bardzo obrazowe, niepozostawiające obojętnym, zmuszające do reakcji.

Prawdziwy naukowiec potrafi o rzeczach trudnych mówić prosto. To samo się tyczy prawdziwych artystów.

W adaptacji Edwarda Cluga treść baletu Peer Gynt to raczej zestaw scen niż spójna opowieść. Trochę jak widoki przelatujące człowiekowi przed oczami tuż przed śmiercią. Scenografia na planie okręgu nasuwa skojarzenia z błędnym kołem, jakie człowiek często zatacza na przestrzeni lat. Takie koło zatoczył Peer Gynt. Na koniec powtarza się scena wesela, którego był niechlubnym uczestnikiem w czasach młodości. W jego oczach ta sama sytuacja rysuje się zupełnie inaczej.

Dla mnie balet Peer Gynt to opowieść o zaspokajaniu głodu, którym nakarmiło nas otoczenie. Spróbuj, pojedź, zjedz, doświadcz, sprawdź… nie przegap! Człowiek biegnie za tymi wezwaniami przez całe życie, żeby na końcu zobaczyć, że wystarczyło zostać na miejscu.

Po tym spektaklu wróciłam jak Peer Gynt do nudnego domu, żeby po raz tysięczny ucałować śpiące główki. Tym razem te pocałunki miały jednak szczególny smak.

balet Peer Gynt w Teatrze Wielkim

Może Cię to zainteresuje...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *