Czekałam na to od roku – wtedy pierwszy raz natrafiłam na informację, że w Łódzkim ZOO zajdą zdecydowane zmiany. Zaczęłam odliczać dni do wizyty w Orientarium w Łodzi z dziećmi… a potem znów odliczałam, kiedy otwarcie zostało przełożone. I znów, kiedy syn się rozchorował… i znów, kiedy samochód się zepsuł… i znów…
Przed wyjazdem sprawdziłam wiele informacji, żeby nie mieć przykrych niespodzianek na miejscu. Najpierw podzielę się z Wami zgromadzoną wiedzą, a na koniec opowiem, jak nam się podobało.
Spis treści:
Wizyta w Orientarium w Łodzi z dziećmi – praktyczne informacje
Lokalizacja, godziny otwarcia, ograniczenia
Orientarium ZOO Łódź znajduje się w zachodniej, niezwykle zielonej części miasta, w otoczeniu rezerwatu, parków, aquaparku i ogrodu botanicznego.
Czynne jest przez cały rok z wyjątkiem 1. listopada w godzinach 9:00 – 19:00 (budynek orientarium zamykany jest o 18:30). Kasy zamykane są godzinę przed zamknięciem bramek.
Na teren ZOO nie można wprowadzać hulajnóg, deskorolek i rowerów (nie dotyczy to dziecięcych jeździków), ale przed wejściem jest parking dla rowerów. W ZOO nie da się wypożyczyć wózków dla dzieci – trwa ich konserwacja.
Do ZOO nie można wejść ze zwierzętami.
Do ZOO nie można wnosić balonów i przedmiotów denerwujących zwierzęta – np. trąbek.
Na terenie ZOO nie można palić i nie można używać lampy błyskowej.
Parking i bezpłatny autobus
ZOO nie posiada swojego parkingu.
Najbliższe i darmowe miejsca parkingowe znajdują się na parkingu przy przylegającej do ZOO ulicy Krzemienieckiej (to parking pod ogrodem botanicznym). Kawałeczek dalej jest darmowy parking przy ulicy Krakowskiej (wjazd od ul. Minerskiej — tu bardzo wygodnie stanęliśmy). Za darmo można też zaparkować po drugiej stronie parku — wzdłuż al. Unii Lubelskiej. Dojście z tych miejsc do ZOO zajmuje 5-10 minut.
Co do płatnych parkingów, to dostępny jest parking pod Aquaparkiem Fala (4 zł/h, 7 min spacerem od ZOO). Największy z tych parkingów znajduje się w odległości 15 min od ZOO – pod Atlas Areną (4 zł/h lub 20 zł/dzień).
Istnieje też parking pod samym Orientarium – kosztuje chyba 20 zł, ale nie mam pojęcia, jak tam wjechać, ponieważ wjazd jest zastawiony bramkami i jest postawiony zakaz ruchu z jakimiś wyjątkami. Wybaczcie, ale nie zgłębiałam tematu.
Ze wszystkich tych parkingów można dojechać do ZOO bezpłatnym autobusem, który kursuje co 15 minut. Trzeba tylko pamiętać, że gdy do ZOO próbuje dojechać dużo ludzi, to autobusy mogą utknąć w korku, dlatego spacer może się okazać szybszym rozwiązaniem.
Bilety do Orientarium w Łodzi
Bilety można kupić online, w kasach ZOO i w automatach.
Zakupiony bilet można wykorzystać w ciągu sześciu miesięcy, ale uwaga – przez bramki można dzięki niemu przejść tylko raz, więc lepiej przed wejściem dokładnie sprawdzić, czy wzięliście ze sobą wszystko.
Różowo nie jest — biletów ulgowych nie ma (dzieci poniżej trzeciego roku życia wchodzą za darmo). Jeżeli nie posiadacie Karty Łodzianina, to tanio nie będzie.
Bilet do Orientarium kosztuje 70 zł. Za rodzinny 2+2 zapłacicie 220 zł, a rodzinny 2+3 kosztuje 250 zł (ja kupowałam bilety w kwietniu i wtedy za 2+3 jeszcze się płaciło 220 zł — ach, ta inflacja).
Można też za 80 zł kupić bilet łączony do ZOO i Centrum Nauki i Techniki w EC1 (do wykorzystania w ciągu 90 dni od wizyty w Orientarium). Co ciekawe – nie ma opcji kupienia biletu rodzinnego łączonego.
Udogodnienia
Szatnia
W Orientarium jest stała temperatura 25 stopni Celsjusza. W wejściu jest kilkaset płatnych skrytek (2 zł), w których można zostawić swoje rzeczy. My byliśmy w taki dzień, że nie potrzebowaliśmy niczego tam zostawiać, dlatego nie powiem Wam, jaka jest ich pojemność i dostępność – nikt z nich tego dnia nie korzystał.
Toalety i pokoje dla matek z dziećmi
Łódzkie ZOO nie jest duże, a toalet jest w nim sporo. Spędziliśmy w nim 7 godzin i ani razu nie miałam problemu p.t.: „siku teraz, a toaleta na drugim końcu parku”. Toalety można znaleźć dzięki drogowskazom, lub wejść na stronę ZOO i obejrzeć mapkę (trzeba kliknąć „powiększ”, żeby pokazała się wersja z ikonkami toalet).
Co do jakości toalet, to te w Orientarium są wygodne, choć drzwi wejściowe są wielkie i ciężkie – słaba opcja dla dzieci. Plus za jedną obniżoną umywalkę i minus za nieosiągalne mydło przy niej. Byliśmy w dniu bez dzikich tłumów, więc na kolejki i czystość nie mogłam narzekać.
O pokojach dla matek z dzieckiem powiem tyle, że są dwa, ale już nie muszę z nich korzystać, więc nie wiem, jak wyglądają.
Punkty gastronomiczne
Jeżeli wybieracie się do Orientarium w Łodzi z dziećmi, to raczej musicie zaplanować tu jakiś posiłek. Stoją tu gdzieniegdzie budki z lodami i jest knajpka przy wybiegu żyraf. Jednak przede wszystkim zjeść można w wielkiej strefie gastronomicznej naprzeciw Orientarium. Bardzo podoba mi się ta opcja: w jednym miejscu mamy bardzo szeroki wybór jedzenia, a do tego niewielki plac zabaw i minizoo, gdzie można pogłaskać kozy. Jest tu też toaleta.
Zjecie tu sushi, pizzę, sajgonki, naleśniki i placki, zapiekanki, hamburgery, smażone ryby, a także „domowe” jedzenie. Napijecie się też buble tea i kawy. My jedliśmy naleśniki, placki i pankejki w naleśnikarni Haps. Pankejki z mascarpone i malinami były przepyszne, naleśniki z czekoladą – bardzo dobre, a placki ziemniaczane z gulaszem były w porządku. Porcje były na tyle duże, że najedliśmy się wszyscy, choć ja dla siebie nie zamówiłam niczego — przecież po trzylatce będę musiała dojeść. Ceny były zupełnie spoko – najeść się pod korek za 14, 20, czy 24 zł w ZOO? Bardzo fajnie.
Cała strefa gastronomiczna wygląda po prostu ślicznie. Przed miejscami z piciem są rozłożone leżaki i niskie stoliczki, a przy knajpach z jedzeniem – stoliki z ławami lub krzesłami. Parasole chroniące przed słońcem są tak piękne, że aż nie chce się tego miejsca opuszczać. Troszkę mnie rozczarował fakt, że przy naszej knajpie stolików było za mało, żebyśmy mogli usiąść na zewnątrz, choć wcale nie było tłoku tego dnia.
Strefy rozrywki i relaksu
W Łódzkim ZOO są dwa niewielkie place zabaw i spory, płatny park linowy. Usytuowane są przy knajpach, co jest dużym plusem, ponieważ można dzięki temu świetnie wypocząć, zjeść i pozwolić dzieciom pohasać w jednym miejscu. Plac zabaw przy strefie gastronomicznej pod Orientarium oceniam jednak na zbyt mały i niedostosowany do wszystkich grup wiekowych. Moja trzylatka potrzebowała na nim asysty starszego rodzeństwa, ponieważ nie było tam zabawek dla maluszków. Plac zabaw przy wybiegu żyraf był lepiej zaprojektowany pod tym względem.
Strefy relaksu w Orientarium to po prostu duże betonowe stopnie, na których można usiąść i podziwiać słonie lub ryby w akwarium. Miejsca niby spoko, ale gdyby znalazł się choć jeden leżaczek… Muszę też przyznać, że wejście do strefy relaksu przy akwarium jest bardzo ciasne – zupełnie nie rozumiem dlaczego.
Kasy, sklepy z pamiątkami, gra terenowa
Z kas nie korzystałam, ponieważ bilety kupiłam przez internet. Przez bramki nie przechodziłam, ponieważ wzięliśmy ze sobą wózek, a z wózkiem wjeżdża się przez furtkę tuż obok.
Jadąc do Orientarium w Łodzi z dziećmi, nie można zapomnieć o pamiątkach. Przy samym wejściu jest duży sklep z pamiątkami, a drugi — w strefie gastronomicznej.
Wejście do ZOO jest wyżej, niż jego teren. Wizytę zaczynamy więc od zejścia po kilkunastu schodach, lub jazdy pochylnią dla wózków. Na dole schodów stoi stanowisko Odkrywcy Łódzkiego ZOO, na którym można pobrać mapki do zbierania pieczątek. Na koniec można odebrać Legitymację Odkrywcy (my nie odebraliśmy naszych) i kupić pamiątki. Mapki są o tyle fajnie, że można dzięki nim zaplanować trasę przejścia. Samo zbieranie pieczątek jest takie sobie — ot, stoi pieczątka w jakimś miejscu. Wywiera to presję na zbieranie pieczątek, ale nie zachęca do poznawania ZOO. Wyobrażałam sobie, że może przy pieczątkach będzie jakieś proste zadanie typu: „sprawdź, ile kręgów szyjnych ma żyrafa”, „dowiedz się, czym się żywią orangutany”. Nic z tych rzeczy.
Nasze wrażenia z wizyty w Orientarium w Łodzi z dziećmi
Do Łodzi chciałam koniecznie pojechać przed wakacjami i w dzień powszedni – żeby uniknąć upałów i tłoku. Przez szereg perypetii musieliśmy ostatecznie wybrać się w wakacyjną sobotę, ale wyszło całkiem spoko – poprzedniego dnia przeszły katastrofalne burze i temperatura spadła do 20 stopni, a ludzie nie walili tłumnie do ZOO, chyba bojąc się przelotnego deszczu.
Ponieważ do Łodzi jedzie się od nas niespełna dwie godziny, to plan był taki, żeby wyjechać o 8:00 (śniadanie zjeść w samochodzie), wejść do ZOO o 10:00, zostać do 17:00 i o 19:00 być w domu. W ZOO mieliśmy zjeść obiad i dać sobie godzinę na odpoczynek. W praktyce wszystko się przesunęło o pół godziny, a odpoczynek był w dwóch partiach, ale zasadniczo plan wykonaliśmy.
Co nam się najbardziej spodobało w Orientarium w Łodzi z dziećmi?
Słonie w Orientarium w Łodzi
Zdecydowanie największe wrażenie zrobiła na nas kąpiel słoni. Aleksander jest największym słoniem indyjskim w Europie i rzeczywiście robi wrażenie. W trakcie kąpieli słonie są bardzo aktywne – jest to coś, czego zazwyczaj się nie widzi.
Choć wybraliśmy się do Łodzi w dniu, w którym tłumów nie było, to kąpiel słoni oglądaliśmy w pewnym ścisku.
Orangutany sumatrzanskie
Na mnie wielkie wrażenie zrobiły orangutany. W Polsce to rzadki widok – do tej pory orangutany można było oglądać tylko w Gdańsku i tamte są dość leciwe. Orangutany w łodzi są młodsze i zamieszkały tu w nadziei na stworzenie rodziny. Żałuję, że nie widziałam ich karmienia (w tym samym momencie karmione były pingwiny i tam zaciągnęły mnie dzieci), ale i tak bardzo mi się podobały. Ketawa jest młodziutka i po prostu piękna!
Wybiegi zwierząt
Bardzo też podobały mi się… wybiegi. Z przyjemnością patrzyłam na przestrzenie i różnorodne atrakcje, jakie są dostępne dla niedźwiedzia malajskiego, hulmanów czczonych, lemurów, tygrysów i lwów. Wielkość i aranżacja wybiegów sprawiała czasem, że nie zobaczyłam samego zwierzęcia – np. rysia i żbika, ale czułam się dobrze z myślą, że mają one swój bezpieczny i intymny kąt.
W całym ZOO jest sporo wygodnych punktów widokowych – zdecydowanie plus.
Cały teren ZOO jest też ładny i zadbany – równe alejki, piękne budynki, sporo zieleni. Najpiękniejszą zieleń widziałam we wrocławskim ZOO, ale tu też było przyjemnie.
Wielkość ZOO w Łodzi
Na plus jest też wielkość ZOO – to zaledwie 17 ha powierzchni – tyle, co ZOO w Krakowie, dwa razy mniej niż ZOO we Wrocławiu i Warszawie. Co do ilości zwierząt to jest to prawie 2 razy mniej niż w Warszawie i ponad 4 razy mniej, niż we Wrocławiu, ale pod względem ilości gatunków jest w czołówce: Wrocław – 1132 gatunków, Łódź – 677, Warszawa – 489. ZOO jest w tym rozmiarze, że w 7 godzin przeszliśmy je w większości, mieliśmy czas na posiłek, odpoczynek i nie zagoniliśmy się za bardzo. Nie jest to możliwe w przypadku większych ogrodów zoologicznych, więc dla rodzin z niedużymi dziećmi to jest zaleta.
Orientarium w Łodzi z dziećmi – Co się nam przydało?
Wózek
W ZOO (póki co) nie da się wypożyczyć wózka, a z dziećmi klamotów jest sporo: picie, przekąski, czapki, sweterki, pamiątki… bez wózka do ZOO nie idę. Nasza trzylatka też sporo w wózku przejechała, ponieważ zerwaliśmy ją z rana i na początku była trochę zaspana, a na koniec – trochę zmęczona.
Kocyk piknikowy
Kocyk piknikowy wzięłam z myślą, że oprócz obiadu w strefie gastronomicznej, będziemy chcieli jeszcze zjeść w trakcie zjeść małe co nieco i moja wewnętrzna mama powiedziała, że to nie będą lody. Wymyśliłam piknik z wodą i owocami. Rano nakroiłam więc mnóstwo owoców i spakowałam w czterolitrowe pudełko razem z widelczykami deserowymi. Do tego wzięłam kanapki, kabanosy, paluszki chlebowe i jedno opakowanie ciasteczek, a także parę litrów wody i soków przecierowych.
Ostatecznie wyszło tak, że przekąski jedliśmy w międzyczasie, ale kocyk piknikowy okazał się kluczowy. Dzięki niemu mogliśmy się przez chwilę zdrzemnąć. Rozłożyliśmy się na trawie obok wybiegu żyraf, daliśmy dzieciom pół godziny na placu zabaw, a sami położyliśmy się na kocu i przymknęliśmy oczy. Po takim wypoczynku nabrałam sił i ochoty na dalsze zwiedzanie.
Buty i odpowiedni ubiór
Nie mogę też nie wspomnieć o ubiorze – dokładnie sprawdziłam prognozę pogody i dzięki temu komfortowo zwiedzaliśmy ZOO. Jako że dzień miał być pochmurny i dość chłodny, to kapelusze zostawiliśmy w domu, a zabraliśmy ze sobą sweterki (i kompletną zmianę ubrań dla trzylatki, ale to akurat mam zawsze, niezależnie od okoliczności). Jednak najważniejsze w ZOO jest obuwie – kilkukrotnie przypominałam dzieciom, żeby wybrały najwygodniejsze ich zdaniem buty i sama założyłam sportowe sandały. Siedemnaście hektarów to jednak sporo chodzenia i nie godzę się na żadne obtarcia, czy zmęczone nogi.
Co pozostawiło niedosyt?
Tablice informacyjne w Orientarium. W większości przypadków dostępne były tylko nazwy gatunkowe i zdjęcie zwierzęcia. Do ważniejszych zwierząt była też metryczka, mapka występowania i jedna ciekawostka.
Teoretycznie jest aplikacja (która nijak nie chciała mi się odpalić w Orientarium – pewnie był problem z internetem mobilnym, a do Wi-Fi się przez roztargnienie nie podłączyłam), ale osobiście nie po to idę do ZOO, żeby siedzieć w telefonie. Plus za film wyświetlany przy słoniach — był krótki, ale dość ciekawy.
Zdecydowanie wolę tablice z prostymi informacjami i nie wiem, dlaczego nie znalazły się w środku – zamiast tego wiszą piękne zdjęcia, które w większości nawet nie mają opisu.
Takie tablice znajdowały się za to w pozostałej części ZOO i to było ciekawe. Mam nadzieję, że w Orientarium zostanie to z czasem uzupełnione.
Idąc do tak nowoczesnego obiektu poświęconego zwierzętom dalekiej Azji, miałam nadzieję, że dowiem się z tablic czegoś nowego i ciekawego o środowisku, w którym żyją, o zagrożeniach, z którymi się zmagają… Poza tym, że zobaczyłam śliczne zwierzęta, to nie dowiedziałam się niczego nowego.
W Orientarium dostępne jest trochę stanowisk interaktywnych, które wygłaszają ciekawostki o zwierzętach. Ja nie przepadam za nimi, choć to przy orangutanach było nawet dość interesujące.
Lekki niedosyt pozostawiła też rafa koralowa – jest bardzo młoda, więc trudno się spodziewać, że już teraz powali nas swoją urodą, ale uczciwie rzecz biorąc, nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Jest za to bardzo duża, więc za parę lat to będzie piękny widok.
Dla mnie największym problemem była też informacja – obserwuję profil ZOO w Łodzi w mediach społecznościowych i wiem, że mieszkają u nich psy leśne – no świetnie, ale gdzie? Mapka jest nieprecyzyjna i pokazuje tylko większe wybiegi, na stronie ZOO nie ma informacji o lokalizacji wybiegu przy nazwie gatunku (i tak nie wszystkie gatunki są opisane na stronie). Pozostaje mi przelecieć te 17 ha i czytać wszystkie tabliczki po kolei. Jak się domyślacie – nie udało się.
Czy warto pojechać do Orientarium w Łodzi z dziećmi?
Jak już wspominałam – ZOO w Łodzi jest mniejsze od innych, które znam. Warszawskie odwiedzam regularnie od dzieciństwa, a we Wrocławskim byliśmy dokładnie rok temu, więc mogę je porównać na świeżo.
Łódzkie ZOO w porównaniu z warszawskim ZOO
Łódzkie ZOO jako całość wydaje się być nowocześniejsze od Warszawskiego, które cały czas się modernizuje, ale jeszcze sporo jest w nim do zrobienia. Jednocześnie w Warszawie jest wiele bardzo ciekawych pawilonów, zamiast jednego dużego. Nie ma tu może kąpieli słoni, ale za to jest nieustająca kąpiel hipopotamów, która też robi wrażenie, a jest lepiej dostępna dla małych dzieci, ponieważ jest więcej miejsca przy szybie, a zdecydowanie mniej ludzi.
W Warszawie nie ma orangutanów, ale za to są szympansy i goryle, a ich wybiegi są wygodne, duże, piękne i różnorodne, a zwiedzający mają bardzo wygodnie miejsca do obserwowania.
W porównaniu do Łódzkiego ZOO warszawskie chyba lepiej spełnia swoją edukacyjną rolę. Może to tylko moje wrażenie, ale chyba w Warszawie więcej jest tablic informacyjnych, które przybliżają nam świat zwierząt. Wydaje mi się, że szczególnie w pawilonach warszawskich zauważa się ciekawe i obszerniejsze informacje o życiu gatunków. W Łodzi czułam zdecydowanie niedosyt w tej kwestii. Choć może to moje wybujałe oczekiwania typu: płacę więcej — spodziewam się więcej?
Łódzkie ZOO w porównaniu do ZOO we Wrocławiu
Jeżeli chodzi o samo Orientarium, to jedynym obiektem, do którego można je porównać, jest Afrykarium we Wrocławiu. Tu nie ma wątpliwości – wygrywa Afrykarium. Choć tunel w akwarium w Łodzi jest dłuższy niż we Wrocławiu, to w sumie akwaria we Wrocławiu są piękniejsze.
Można w nich zobaczyć zresztą nie tylko ryby, ale też manaty i kotiki, które robią niesamowite wrażenie i na dodatek można się o nich sporo dowiedzieć z tablic informacyjnych rozwieszonych na ścianach.
Co do o niespotykanych gatunków, to orangutany są zdecydowanym atutem ZOO w Łodzi, ale ZOO we Wrocławiu mimo wszystko bije je na głowę – ma przecież dwa razy więcej gatunków.
Pod względem uroku miejsca, ZOO w Łodzi jest przyjemne, ale Wrocławskie ZOO ze swoją przecudną, starą zielenią i bardzo pomysłowymi, dużymi wybiegami dla rysi, niedźwiedzi i wilków wysuwa się nieznacznie na prowadzenie.
Czy Orientarium ZOO w Łodzi jest warte swojej ceny?
Jest to zdecydowanie najdroższe ZOO w Polsce. Moja rodzina do Orientarium w Łodzi z dziećmi weszłaby teraz za 320 zł. W Warszawie zapłacilibyśmy 120 zł w sezonie i 90 zł poza sezonem, we Wrocławiu – 245 zł.
Można płakać, że to drogo, że większe i ciekawsze w sumie ZOO we Wrocławiu ma tańsze bilety. Ostatecznie jednak dostajemy bardzo dobre ZOO, wygodnie urządzone i znajdujące się w centrum Polski. Dla mnie ZOO w Łodzi jest łatwo osiągalne, Wrocław — już nie.
Dlatego cieszę się, że pojechałam do Orientarium w Łodzi z dziećmi. Wam też polecam, jeżeli nie przeraża Was większy wydatek. Jeżeli nie chcecie płacić dużo, a zobaczyć wiele, to zdecydowanie możecie zostać przy Warszawskim ZOO – szczególnie poza sezonem, gdy można zapłacić mniej i zwiedzać bez tłumów.
Mi osobiście Warszawskie zoo się nie podobało. Dwa lata namawiałam męża na wyjazd, byliśmy przy okazji i więcej tam nie pojadę, gdybyśmy pojechali specjalnie to bym była zła na siebie, że się uparłam i pojechaliśmy. Za to zoo w Gdańsku było super i chętnie tam wrócę 🙂 Do Łodzi dopiero się wybieramy 🙂
O! Bardzo ciekawe. A dlaczego Warszawskie się nie podobało? Ja tam zawsze jeżdżę na max. 3 godziny, a nie na cały dzień, więc nie mam doświadczeń z całodniowego pobytu. Nie byłam też nigdy w ZOO w Gdańsku – przestraszyła mnie powierzchnia tego ZOO. Po prostu stwierdziłam, że tyle nie przejdę z tą moją bandą dzieci. Co jest takiego fajnego w gdańskim ZOO?